Niedawno zderzyłem się z informacją o zamiarach zmiany wizualizacji pl. Wolności w Koninie. O gustach się nie dyskutuje, stąd nie o nich gdybam, lecz o interesującym podejściu do historycznych miejsc w naszym mieście. Otóż zainicjowano dysputę, by między innymi „ukwieceniem”, tudzież kawiarnianymi ogródkami ożywić plac Wolności.

Nic do flory nie mam, ba… kocham wszelaką zieleń, a sam koncesją przodków w niej oraz dzięki niej wyrosłem. Podobnie raduje mnie widok biesiadujących w kawiarnianych ogródkach mieszkańców. Jednakże pomysłodawcy za wzór dla zmian, bez uwzględniania ówczesnych realiów przyjęli obraz placu z lat sześćdziesiątych oraz siedemdziesiątych, bowiem to wówczas na opowiadanym skwerze pojawiło się całe multum skwerów, gazonów etc… etc… etc…

Jak to się ma do wartości historycznej miejsca oraz powodów dla których przed laty plac stawał się gwarnym? Ano ni jak!!! Ponieważ, tylko około czterdziestu lat – zatem promil istnienia tego miejsca skwer zdobiła zieleń, natomiast przez wieki trwał podobnym, a raczej niewiele „retuszowanym” wizerunkiem do stanu obecnego. W 2000 roku przywrócono mu przez wieki ukształtowaną wartość, stąd dziwi, że pomijając historię górują – na szczęście tylko w panelu dyskusyjnym osobiste odczucia pomysłodawców.

Domniemam, że podstawę dla pomysłu „ożywienia” placu kwiatami stają się opowiadania, oraz obraz wyniesiony z widokówek, zdjęć itp.. Jeden z aktorów kabaretu Hrabi na widok proponowanych atrakcyjności z folderowych ofert, ów fakt skwitował – na kredowym, to nawet Gliwice ładne….

Stawiam konia z rzędem, że to nie wygląd miejsca, lecz ludzie tworzą konieczność, oraz wymuszają potrzebę. Podobnie i wówczas potrzeba, a raczej konieczność wymuszała, by plac był pustym. Na nim zatrzymywały się pojazdy podróżujących, czy to na popas, czy też na nocny postój przed dalszą podróżą. Miały tam miejsce na przystanki, postój dorożek, odbywały się parady, wiece itp. Pomińmy jednak czasy, gdy przez plac wiodła jedyna trasa z południa na północ i odwrotnie.

W momencie oddania w 1952 roku Trasy Warszawskiej, a od 1960 roku rozebrania drewnianego mostu i posłania kładki, plac stracił swoje od wieków trwające znaczenie. Stał się pustym „oczodołem”, stąd pomysł posłania go kwiatami i bardzo słusznie, tylko jest pewien niuans, bowiem wówczas wokół niego tętniło życie, a dziś ???? Posadowione przy placu budynki, wraz z oficynami wypełniali mieszkańcy, a dziś pozostaje tylko wspomnienie. Rezydujący w opowiadanych miejscach wychodzili na spacer, spieszyli do sklepów, kościołów, urzędów, pracy, targu… Dzieci same, tudzież z rodzicami maszerowały do Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul Wodnej.

Podobnie potencjalni klienci kasy PKO, Wydziału Komunikacji, czy później siedziby geodezji, choćby z konieczności odwiedzali ów plac. Liczne sklepy posadowione przy palcu wypełniali klienci, ba… postój dorożek, a kolejno taksówek stawał się „wymogiem” bywania w tym miejscu. W latach sześćdziesiątych ulokowane tutaj przystanki komunikacji miejskiej spowodowały kilkukrotne wzmożenie obecności mieszkańców na placu. Wielbiciele X muzy spieszyli tędy do kina, podobnie i ci, co tylko mieli w planach owo sacrum odwiedzić zjawiali się przed zawieszoną na jednym z domów gablotą z informacją o repertuarze.

Celem wizyt na placu było również i „wzbogacanie wizualne”, jednakże nie powodem ukojenia oczu widokiem skwerów, lecz dzięki dwom salonom fryzjerskim. Przez delikatność o restauracji, kawiarni nie wspomnę… Z tak oczywistego powodu, nie ozdobą, czy wystrojem, a potrzebą, podkreślam, potrzebą, oraz koniecznością stawało się odwiedzanie placu. Jeżeli ktoś uważa, że obywatel z piątego, czy szóstego osiedla przyjedzie w to miejsce, celem poddania się urokowi ulokowanych tutaj klombów, czy skwerów, to tkwi w będzie? Staliśmy i stajemy się coraz bardziej wygodni, stąd cenimy możliwość zaparkowania auta blisko miejsca dokonywanych zakupów. Przypomnijmy, co się stało gdy zamknięto na palcu ruch kołowy?

Odpowiedź jest prosta, skwer z kwiatami pozostał, a sklepy posadowione wokół powodem braku klientów zostały zmuszone do zamknięcia swojej działalności. Wówczas nie pomogły kwiaty, ponieważ, to nie ich uroda, a „wygodnictwo” przeniosło klientów na parkingi wszechobecnych galerii. Przed laty, podobnie i wiekami, plac dzięki zamieszkałym wokół mieszkańcom oraz wizytującym miejsce z w/w „konieczności” tętnił życiem od rana do wieczora. Celem sondażowym można zadać pytanie: – W jakich, godzinach oraz powodach, dla których mieszkańcy obecnie pojawiają się na placu?

Odpowiedź jest nazbyt prosta: Petenci przechodzą przez niego w godzinach pracy Urzędu Miasta, a cała większość w dniach wszelakich koncertów, przedstawień, jarmarków…. Czy pomysłodawcy, oraz przyklaskujący pomysłowi wzięli pod uwagę, że zamiarem zmiany wizerunku ograniczą… a, co gorsze zlikwidują, stający się coraz popularniejszym Jarmark Św. Bartłomieja, tudzież ten Bożenarodzeniowy, czy Wielkanocny? Konin, a zatem i jego historycznie „centralne” miejsce w postaci placu nie jest i nigdy nie będzie turystyczną atrakcją.

Należy sobie uzmysłowić, że to nie kwiaty, czy wszelkie ozdoby spowodują zainteresowanie rynkiem, lecz może to uczynić „potrzeba”, a taką będą koncerty, spotkania, wystawy, jarmarki, mitingi, uroczystości okolicznościowe itp. …i dopiero wówczas jako ich uzupełnienie rośliny. Teraz zaczynam rozumieć powody, jakie przyświecały pomysłodawcom usunięcia budowli mających wartości historyczne dla miasta np.: dworzec PKP, altana w parku, czy kamienica umownie nazywana „Glubby”, itd. … itd. ….

Kierowano się nie tradycją historyczną, a własnymi odczuciami. Przed unicestwieniem altany parkowej, nasze zainteresowanie wzbudził architekt rysujący projekt, w którym altanę miał zastąpić betonowy „krąg taneczny”. Jako związani wspomnieniami dziadów, oraz spójni dzieciństwem z ową modrzewiową budowlą, pytaliśmy, dlaczego niszczyć, coś, co ma tradycję?

Czy nie lepiej odnowić, zakonserwować, zmodernizować? Nasze pytania projektant skwitował: to już stare, a w nowopowstałym kręgu będą bawiąc się tańczyć zarówno starzy i młodzi. Dziś pytam: Ile razy i kto spotkał tam tańczących? Krąg się przygląda…., altana pozostała we wspomnieniach, a dzieci oraz ich opiekunowie wolą pomaszerować do mini zoo, tudzież bawić się na przeznaczonym ku temu miejscu.

Sam będąc zachwycony i ukontentowany widokiem kwitnących w majowe dni tulipanów przy ul. Dworcowej w chwili obecnej pytam, czy pomysł, acz piękny przy naszej kondycji finansowej nie był zbyt wygórowanym? Podczas pobytu w Holandii spotkałem podobne tulipanowe kobierce. Jednakże po przekwitnięciu cebulki zostawały usunięte, a w miejsce sadzono inne rośliny. W obecnej chwili „kwiatowy skwer” wygląda tylko urokliwie przez „nanosekundę” rocznie.

Obawiam się, że za kilka lat ktoś podobny do niżej podpisanego pomysłodawcom ożywienia placu kwiatami, zamiast tak szeroko opisywanym koniecznością zada pytanie: Ilu, oraz ile razy wyzbyty z historycznych wartości plac swoim „ukwieceniem” lub kawiarnianymi ogródkami odwiedzili mieszkańcy?

Fot/tekst Tadeusz Kowalczykiewicz