Ă propos dawnego zagospodarowania brzegów Warty, a i o parkowej ławce „słowo”…„…

Jak dobrze mieć sąsiada, on wiosną się uśmiechnie, jesienią zagada. A zimą ci pomoże przy węglu i przy koksie…” – śpiewały przeurocze dziewczyny z zespołu Alibabki. Wpisując się w początkowe słowa z tekstu skwituję: Jak dobrze, że Bożena Gibowska Kręglewska zechciała „odnowić” znajomości z Koninem – czytaj niżej podpisanym!!!.

Co prawda – pragnąc żyć zgodnie ze słowami piosenki z przyczyn prozaicznych nie pomogę Jej przy węglu oraz koksie… jednakże wpadnę… zagadam….

Podczas pobytu w Jej uroczym mieszkaniu ulokowanym w grodzie Przemysława przeglądaliśmy zdjęcia związane z Koninem, a na widok dwóch mocniej oraz głośniej zakołatało, ba… walnęło niczym dzwon moje serce.

Celem wyjaśnienia odniosę się do historii Konina, stąd wspomnę pewną budowlę. Tuż za budynkiem (zbieg ulic Urbanowskiej i Słowackiego), w którym przez wiele lat mieściła się Poczta Polska, oraz dawnym kinem Polonia – późniejszy Górnik, stał jednopiętrowy budynek. Podczas wojny okupanci z niewiadomych powodów go zburzyli. Jeszcze na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wprawne oko mogło dostrzec resztki dawnych fundamentów, które wraz z upływem czasu zostały kompletnie zatarte. Zniszczono je fizycznie, jednakże miejsce żyło w opowiadaniach bliskich i znajomych. W budynku – oprócz części mieszkalnej, pomieszczeń dla różnego rodzaju organizacji między innymi „Klubu Urzędnika” znajdowała się kawiarnia z dwoma wykuszami orientowanymi w stronę wartkiej rzeki oraz kina Polonia.

Z tego powodu bywalcy – w zależności od pory roku mogli konsumować ciastka oraz napoje zarówno wewnątrz lokalu, jak i na tarasie widokowym.

Rodzicielka przeglądając wklejone do rodzinnego albumu fotogramy, często zatrzymywała się przy zdjęciu i powracała wspomnieniami do odwiedzin w owej cukierni. Wspominała panującą tam atmosferę oraz serwowaną na gorąco czekoladę, limoniadę, czy podobno cudnej „urody” ciastka.

Dotychczas budowałem obraz na podstawie opowiadań Mamy i fotografii budynku widocznego od strony Warty. Podczas wspomnień często wkrada się ubarwianie, jednakże – co cenię najbardziej rodzą się również i anegdoty.

Mój Tato na wspomnienia Mamy o pobytach w kawiarni reagował uśmiechem okraszonym ociupiną „sarkazmu”: – Twoja mama mogła tam bywać, bo to „ziemianka”, natomiast zwykłego „skrobi dechy”, jak twój ojciec na wizyty w tym lokalu nie było stać… Podobno opowiadane miejsce, jak wówczas mawiano posiadało „sznyt”, stąd stało sporą konkurencją do konińskich cukierni, również Trenklera w rynku… i o wdzięcznej nazwie Teatralna przy ul. Piwnej.

O tym, że na „wolny” stolik trzeba było czekać lub rezerwować…, o romantycznych uniesieniach podczas randez vous …., wpatrywaniu się w oczy wybranki, podobnie płynącą niczym czas wodę nie wspomnę… Dzięki udostępnionym przez Bożenę fotografiom mogłem poznać naocznie kawiarnię od wewnątrz.

Co prawda wyposażony w obecny sposób pojmowania świata, wystrój wnętrza cukierni mnie „nie powalił”, jednakże opowiadania Mamy przyjmuję jako kanon, zatem „wchodząc” w głąb fotografii westchnąłem: „…

Gdzie dziewczęta z tamtych lat? Za chłopcami poszły w świat… Kto wie, czy było tak… Kto wie czy było tak… Gdzie są chłopcy z tamtych lat ?…”

Drugim zdjęciem powodującym wiele wspomnień stał się fotogram wykony w parku im. Chopina. Fotografował mój Tato…, fotografowałem i ja…, stąd zachodzę w głowę, dlaczego miejsce tak uwielbiane przez dzieci nie było przez nas „zdjęte”, a tylko przycupnęło w zakamarkach pamięciowych zwojów. W jednym z felietonów, podając przykłady namawiałem do stworzenia pewnego rodzaju bedekera po konińskim parku.

Nadmieniłem również i o ławce…, tak pamiętnej ze względu na kształt oraz posadowienie. Ławka przez dzieci, ale również i dorosłych pozywana była „karuzelową”… Ile wspomnień łączy się z tym miejscem….? Ile spotkań wyznaczano sobie właśnie w tym miejscu …?

I znów dzięki zdjęciom z albumu Bożeny ławka mogła powrócić nie tylko wspomnieniem, ale również „okiem” za co z wielkim wzruszeniem kłaniam.

Tadeusz Kowalczykiewicz