Wpatrzeni w zdjęcie ulicy 3 Maja z lat sześćdziesiątych podobnie do Alicji z krainy czarów przekraczającej lustro, tak i my choć na chwilę przedostańmy się na drugą stronę fotografii. W swej retrospekcyjnej wędrówce, otoczeni gwarem oraz rojnością ówczesnej ulicy ponownie odwiedzimy warzywniaki z dębowymi beczkami pełnymi ogórków oraz kwaszonej kapusty „u Silnego” oraz „u Gilewskiego”. Równoważąc witaminowe potrzeby dziecka wejdziemy do cukierenki o kuszącej nazwie „Słodka dziurka”, by w niej oprócz wzrokowych odczuć, zostać porwanymi zapachem ciastek tortowych od „Zwolińskiego”, na których widok ślinka sama napływała do ust. Celem zatuszowania słodkich doznań poddamy się urokowi starych kontuarów, wag, słoi i wszelakich mikstur w aptece naprzeciwko.
W dziecięcym pośpiechu, tylko wzrokiem omieciemy sklep obuwniczy oraz sień prowadzącą do piekarni „u Janiaka”. Zanim zlustrujmy „Dom Towarowy” staniemy przed wystawą rymarza „ u Gąsiora”. Wówczas przedyskutujemy wytrzymałość proponowanych przez rzemieślnika tornistrów z dermy, bowiem dobrze wiemy, że posłużą nam nie tylko do transportu książek oraz kajetów, ale również jako sanki, gdy śnieg pokryje wszelkie nierówności…, o walce na tornistry nie wspomnę.
W „Domu Towarowym”- przytłoczeni misz maszem skupionych na małej przestrzeni artykułów, dzięki uprzejmości pani Andrzejewskiej przymierzmy spodnie nazywane „Szarikami”, będące surogatem dla dostępnych tylko za dolary oraz bony „Wranglerów”. Przebiegając przez ulicę „przywitamy się” z pasmanterią „u Popińskiego”, a w niej z niedowierzaniem ogarniemy wzrokiem niezliczoną ilość guzików przymocowanych do tekturowych kartoników. Już na zewnątrz, podziwiając zalegające na półkach „towary łokciowe” w sklepie obok – ukłonem prześlemy szacunek sprzedawczyniom z różnych okresów paniom: Bedarkiewiczowej, Karolczykowej, Winiarskiej, Korzeniowskiej.
Z odczuciem łaskotania w dziecięcych brzuszkach spojrzymy w „czeluść’ ulicy „Kramowej”, celem przekonania się, czy aby na pewno lodziarnia „Ptyś” jeszcze istnieje. Chociaż wewnętrzny głos kusić nas będzie do kupna „szneki z glancem”, ”oranżady w proszku”, czy cukierków zwanych „czarną perełką”, tylko skwitujemy obecność na „winklu” sklepu spożywczego skupionego w sieci MHD. Będąc dziecięcymi formalistami przypomnimy sobie sklep „chemiczny” p. Tomaszewskiego pozywany „u Globina” – od nazwy tak popularnej wówczas pasty do butów. Kilkanaście metrów dalej w dziecięcej piersi mocniej zakołacze serce powodowane galimatiasem towarowym w sklepie posadowionym w miejscu dawnych jatek miejskich, o którym mawiano, że można w nim kupić mydło oraz powidło.
Domniemam, że koleżanki zachwyci „zabawkowy” zestaw do gotowania oraz oferta damskich zegarków, czy bransoletek, a koledzy z przyklejonymi do szyby nosami westchną za „skórzaną piłką z blazą”, czy „wyścigówką” marki „Huragan”. Zafascynowani, niedosłyszymy głosu klienta, który przyszedł tutaj po gwoździe. Przytłoczeni brakiem odpowiedniej ilości kieszonkowego odłożymy marzenia o ewentualnych zakupach w sklepie, podobnie jak tygodników: „Misia”, „Płomyczka”, „Płomyka” czy „Świerszczyka z wtulonego w ratusz kiosku „Ruchu” prowadzonego przez panią Wojciechowską.
Zainteresowania wieku dziecięcego spowodują, że tylko spojrzymy na sklep ze sprzętem elektrycznym znajdujący się vis a vis kiosku, by zatrzymać się przed księgarnią oraz znajdującym się obok sklepem papierniczym… Sprzed witryn księgarni odejdziemy z mocnym postanowieniem uskładania odpowiednich funduszy celem zakupu nowych wydań książek oraz płyt. Pchani koniecznością posiadania: liniuszka, bibuły, stalówek z krzyżykiem, obsadki, czy gumki myszki…, no może jeszcze „gumy arabskiej”, odwiedzimy sklep papierniczy i tylko z westchnieniem spojrzymy na długopisy marki „Zenit” pomni dewizy naszych wychowawców, że wprawność ręki przy pisaniu wyrabia się piórem…. Młodość charakteryzuje się „buntem” zatem nieco negując zasadność używania tylko pióra opuśćmy sklep…
Nieco zagubieni chaotycznością wspomnieniowej wędrówki, wpatrzeni w cyferblat obecnego w Koninie od 1830 roku zegara z wieży ratuszowej zrozumiemy, jak szybko upływa czas… Już po tej stronie fotografii… dyskretnie otrzemy łezkę pomni, że pewnie o kimś zapomnieliśmy…, że w pamięci zatraciliśmy jakiś sklep…, sprzedawców…, a przecież wówczas tak bardzo dla nas znaczących.
Rozważymy, czy owa wędrówka w przeszłość to tylko wspomnień czar… czy nostalgia za czymś co odpłynęło na zawsze.
Tadeusz Kowalczykiewicz