Za oknami pełnia jesieni, a i zima zapasem, stąd powodem konieczności „ogacenia” swoich nóg sobotnim popołudniem znalazłem się w jednej z konińskich galerii. Zmęczony zakupami spocząłem na ławce i spoglądając na obecnych pozwoliłem sobie na pewnego rodzaju socjologiczne odniesienia. Zastanowił mnie fakt, że dziś – patrz 2017 rok, obserwowane osoby i to niezależnie od posiadanego wieku nie potrafią spędzić choćby chwili bez swojego telefonu. Na sąsiedniej ławce usiadła jakaś para – Ona, jak każda kobieta zawsze piękna i młoda…, On…, z aparycją odpowiednią do posiadanego wieku. Spoczywali wspólnie na ławce…, niby fizycznie byli razem…, jednakże każdego z nich bardziej interesowało „wnętrze” telefonu niż partner obok… Po chwili niczym roboty wstali i nie odrywając wzroku od swoich „zabawek” odeszli, a ławkę zajęła inna para, lecz tym razem w przedziale wieku około jedenastu – dwunastu lat …, wokół rówieśnicy, wystawy pełne kolorowych publikacji, gier planszowych, zabawek, a każde z nich … myk i wzrokiem do swojego iphona.

Właśnie widokiem młodych ludzi zatopionych tylko i wyłącznie w telefonach zrobiło mi się smutno, stąd wspomnieniem odleciałem już w bardzo odległe w czasy. Wówczas radio „tranzystorowe” marki „Koliber” miało znamiona cudu techniki. Może byliśmy ubożsi o wszelkie gadżety, jednakże o ile bardziej skłonni do wykorzystywania pomysłów rodzących się w naszych gorących łepetynach. Żeglując po zakamarkach pamięci na moment zacumowałem na jednym z podwórek, by posłuchać, w jaki sposób grupa dzieci wybierała goniącego do gry w berka: Ene, due, rabe, połknął bocian żabę, a żaba bociana, cóż to za zamiana: raz dwa, trzy odpadasz ty… robiono, to również za pomocą innej rymowanki: Ene due like fake, korba borba esme smate, deus, deus kosmotaeus i morele baks. Nie wiem, czy wszystkim jest wiadomo, że niektóre z cytowanych wyrazów mają swoje korzenie w języku żydowskim. Nim zastanowimy się, które, z sąsiedniego skweru usłyszymy wyliczankę, tym razem do zabawy w chowanego: Palec pod budkę, bo za minutkę zamykamy budkę. Budka już zamknięta, a na tego bęc… lub Pałka zapałka dwa kije, kto się nie chowa ten kryje…

Ciepłe wiatry wspomnień przywiały mnie również na Plac Zamkowy, gdzie wśród rozentuzjazmowanej młodzieży słychać radosne głosy: Ele mele dudki, gospodarz malutki gospodyni jeszcze mniejsza, ale za to obrotniejsza, raz, dwa, trzy, wychodzisz ty… Dla odmiany na drugim końcu pierzei Rynku Garncarskiego dziewczyny pochłonięte grą w klasy ustalają kolejność w następujący sposób: Ecie pecie, gdzie jedziecie? Do Torunia, kupić kunia, bo w Toruniu kunie tanie, każdy kunia tam dostanie raz, dwa… Z innego kwartału tegoż placu dolatuje śmiech dzieci grających w „pomidora”. Zabawa polegała na kwitowaniu przeróżnych pytań słowem „pomidor”.

Ale cóż to? Czyżby nie wszyscy pogodzili się z werdyktem wyliczanki? Z tego powodu jeden z „pokrzywdzonych” swoją dezaprobatę wyraził mimiką twarzy – podpartą…, a fe… wytknięciem języka. Ten niezbyt salonowy gest natychmiast spotykał się z równie trywialną odzywką: Nie pokazuj języka, bo ci krowa nasika.

Pamiętamy również, że zdarzały się nad wyraz wrażliwe dzieci i z tego powodu w ich oczętach pojawiały się łzy. Niestety, miast ciepłego słowa, lejące się ciurkiem łezki podbijały jeszcze słowa: Beksa lala pojechała do szpitala, a w szpitalu powiedzieli, takiej beksy nie widzieli. Ponieważ każdy ma prawo do obrony, zatem i z niego skorzystała „poszkodowana” strasząc koleżanki i kolegów: Poczekajcie powiem mamie… Jako ripostę usłyszała: Skarżypyta bez kopyta, język lata jak łopata..

Czas już wracać na ławkę w galerii, ale, zaraz…, zaraz… na ulicy Westerplatte, ze sznytką chleba posypanego cukrem, do grupy bawiących biegnie jeszcze jeden spóźnialski. Dlaczego on tak głośno krzycząc zastrzega? Tylko bez spóły… tylko bez spóły… A cha…, rozumiem, tym „zaklęciem” próbuje chronić swój „smakołyk” przed koleżankami i kolegami?

Przed laty ówcześni o telewizorze mawiali – złodziej czasu!!! Jakim mianem by określili obecne telefony komórkowe ?

Tadeusz Kowalczykiewicz