Ulicę, o której pragnę opowiedzieć można brać za świadectwo – nie zawsze w należytym kierunku dynamicznie zmieniającej się historii Konina. Ze względu na położenie, oraz posadowione przy niej obiekty na trwałe zamieszkała w pamięci mieszkańców grodu. Wystarczy zapytać: któż z nas obfitszy w lata nie szedł tędy np. do kina? A i obecnie pozostawiwszy auto na znajdującym się przy niej parkingu petenci przemierzają ulicę kierując kroki do Urzędu Miasta.

Zanim przyjęła nazwę Z. Urbanowskiej pozywano ją Bednarską, Browarną, Browarską, Piwną, a w czasach II Wojny Światowej Poststrasse. Wymienione nazwy obejmowały odcinek pomiędzy jej „wlotem” u pl. Wolności, a skrzyżowaniem z ul. Kilińskiego – dawniej Tamki.

Kolejny bieg ulicy, aż do parku nosił nazwę Nadrzeczna, kolejno Gen. Orlicza Dreszera i na początku okupacji Rudolf Hess Strasse, a od 1941 do 1945 roku Parkstrasse. W tej części wspomnień przemyślenia zatrzymam na odcinku pl. Wolności – Kilińskiego. Dla osób mniej zapoznanych z historią miasta nazwy: Bednarska, Browarna itd. mogą wydać się „tajemniczymi”. Jednakże, gdy otworzymy annały z historycznymi zapisami dowiemy się, że właśnie tam swój browar pobudował zacny ob. miasta Józef Janowski. Jako ciekawostkę, dodam, że w połowie XIX wieku w wyniku ustawy o usuwaniu poza granice miasta zakładów mogących stać się przyczyną pożarów, swoją warzelnie piwa przeniósł na ul. Dąbrowskiego. I na tyle wyjaśnień, a teraz stając u wlotu ulicy od pl. Wolności po lewej dojrzymy zwartą, posadowioną w 1840 roku przez małżeństwo Schupp lub Szupp(nazwiska są różnie w dokumentach zapisane) zabudowę. Bieżąc przez historię dowiemy się, że wymienieni, pobudowali gmach celem przeznaczenia na zajazd.

Za takowy miał służyć budynek oparty o pl. Wolności natomiast spojona łącznikiem kamienica przy ul. Słowackiego – czytaj jej piętro stała się miejscem zamieszkania przez właścicieli, a parter przeznaczono na zaplecze zajazdu. Po śmierci państwa Schupp kompleks stał się własnością obywatela przybyłego z Litwy, stąd hotel pozywano Litewskim, kolejnymi włodarzami byli Herc oraz Trenkler. Po wojnie w ramach „mienia poniemieckiego”(?) całą zabudowę przejęło miasto. Pokoje gościnne zamieniono na mieszkania lokatorskie, a dawna restauracja przez krótki okres służyła jako stołówka dla urzędników, notabene prowadzona przez Jana Trenklera, kolejno zagościła tam ciastkarnia, a od 1966 roku kawiarnia „Koliber” i tak dalej… dalej…. No dobrze…, po lewej stronie ulicy powstała dość monumentalna zabudowa…., zatem vis a vis wręcz wypadło pobudować zbliżony gabarytami dom. I tak się stało, bowiem notariusz Kroszczyński, obecną do dnia dzisiejszego kamienicę czynszową wystawił.

W wędrówce po zakamarkach wspomnień, kto i kiedy tam mieszkał, wolnym krokiem zbliżmy się do skrzyżowania ulic Urbanowskiej oraz Słowackiego – dawniej Waliszewo. Po lewej stronie pokłonimy się parterowemu domowi, wraz z obecnymi wzdłuż opowiadanej ulicy oficynami i całemu zapleczu. Nieco dalej dojrzymy przytulony do nadmienianego miejsca uwieczniony bramą wysoki mur. Zamyśleni, nad wysokością muru z oddali dobiegnie do nas stłumiony, metaliczny hałas… Przypomnimy sobie, że parterowy dom oraz miejsce „hałasu” należy do fabryki Skarbka – późniejszy Włodarczyk.

Odwracając głowę po prawo jeszcze nie dostrzeżemy obecnego w krajobrazie Konina dwupiętrowego budynku, bowiem ten zostanie wybudowany w 1935 roku, a inwestorem będzie rodzina Wójkowskich. To do tego budynku w w/w roku z ulicy Nowej – Staszica przeniesie się poczta, a piętra zajmą lokatorzy. Ułożywszy wyłaniające się z myślowego chaosu wspomnienia o naszych wizytach na poczcie powróćmy do początku lat dwudziestych i skierujmy wzrok ku Warcie. Wysiliwszy wyobraźnie zagubimy obecne bulwary i po lewej dojrzymy piętrowy dom z wykuszem kawiarnianym zorientowanym na rzekę Wartę. Przyjmiemy do wiadomości, że kamienica, to nie tylko miejsce na kawiarnię, klub „Rodzin Policjanta”, czy ciastkarnię Ulatowskiego, a także mieszkania lokatorskie. Pomni nadmienionych faktów z rozrzewnieniem spojrzymy na „otwartą” rzekę i pokłonimy się pomostom przeładunkowym, oraz cumującymi przy nich berlinkom i innym tego typu łodziom. Z szacunkiem spojrzymy na ładujących towary na wodne bolidy.

Zapisawszy ów widok na trwale w pamięci uśmiechniemy się powodem sloganu: obojętnie jak, ale zachowuj się, bowiem kultura musi być. Jeżeli „kultura”, to z uznaniem przyjmiemy rozumowanie Władysława Stasińskiego, by przy ul. Piwnej posadowić budynek z przeznaczeniem na kino – teatr o nazwie „Polonia”. Przyglądając się obecnemu stanowi będziemy dumni, że przed laty owo miejsce stanowiło awangardę wśród miast powiatowych w Polsce. Pomni tego, przez grzeczność ominiemy obraz radosnych pląsów opuszczających znajdującą się tuż obok restaurację o tożsamym mianie, co przybytek kultury. Układając owe fakty w zwojach mózgowych, tuż za przybytkiem X Muzy dostrzeżemy posadowiony w 1912 roku budynek. To w nim przez wiele lat pracowali urzędnicy skarbowi. W krągłości budowli skierowanej na rzekę nie znajdziemy podtekstów o płaceniu na okrągło podatków, lecz radosną twórczość projektanta. Odwrócimy wzrok i powodem braku w obecnym krajobrazie Konina przepięknie zdobionej ornamentyką parterowej kamienicy z narożnika ulic Urbanowskiej – Westerpaltte nasze lico pokryje smutek.

Z trudem przyjmiemy do wiadomości, że to… oraz tamto, zniknęło wynikiem nazbyt ekspresyjnego myślenia ówczesnych włodarzy miasta. Uśmiechniemy się myślą, że na szczęście choć dworek Zofii Urbanowskiej ocalał. Skwitujemy brak ciągnącego się wzdłuż ulicy ogrodu …, jedni wspomną rosnące w nim „papierówki”, a jeszcze inni karuzelę. Kolejni, retrospekcją pokłonią się spacerującej po ogrodzie patronce ulicy. Słowami ogrodnika Aleksandra S. opiekującego się do końca życia pisarki ogrodem dowiemy się, że Pani Urbanowska pochylała, ba dbała o każdy płatek kwiatu, oraz owoc tam zamieszkały. Dowiemy się, że kazała, co do maleńkiej wisienki zbierać, oraz odkładać w skrzynki owoce. Znaczy była tak oszczędna…, pazerna? Aż mnie zmroził ten trop myślowy, bowiem stało wręcz odwrotnie, gdyż jej drugie imię brzmiało Samarytanka. Ta zacna Niewiasta przewidywała, że kwiatowe płatki zasilą dziewczęce koszyczki podczas procesji Bożego Ciała, tudzież innych kościelnych uroczystości, a owoce ułożone w skrzynki, oraz wystawione przed dworek posłużą biednym celem uzupełnienia brakujących witamin. I za taką, oraz za wiele podobnych postaw rdzenni mieszkańcy Konina Zofię Urbanowską kochali oraz szanowali. Czyż niedawna dysputa wśród znających Konin tylko z opowiadań lub niepełnych, tudzież ukierunkowanych danych i próbujących „zamknąć” osobę Pisarki tylko w ramach Jej twórczości dla rdzennych mieszkańców nie trąci myszką? No cóż „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie….”

Wracając myślą do początków dwudziestego wieku, to na placu opartym od wschodniej strony o wjazd, oraz podwórzec przynależny budynkowi Izby Skarbowej, kamienicę czynszową Mojsze Kapłan – dziedzic Glinki i okolic wystawił. Patrząc na jej obecny stan koniecznym jest naszą wyobraźnię bardzo… ale to bardzo wysilić. Ówczesny dom i jego zaplecza, jeszcze do lat sześćdziesiątych, aż dudniły i kipiały obecnością w niej zamieszkałych. Grzebiąc w pamięci przywołamy nazwiska lokatorów, rozliczne warsztaty krawieckie, stolarskie, szewskie….

Pozostając we wspomnieniach dojrzymy siedzących na balkonach lokatorów ślących pozdrowienia przechodniom idącym na spacer do parku. Z kołowrotu wspomnień o świetności miejsca wyrwie nas głos dzieciarni: – Kazimierz Wielki przypłynął… Kazimierz Wielki…. słowom wtórować będzie tupot stóp po drodze skierowanej na przystań. Ciekawi Kazimierza… , miniemy drogę prowadzącą w miejsce przeładunku towarów z drogi wodnej na lądową i odwrotnie, przyjmując do wiadomości dwa parterowe budynki, oraz ich podwórka. Mijając domostwa zatrzymamy się przed budynkiem „Towarzystwa Wioślarskiego”. Przypomnimy sobie, że skupionym w Towarzystwie, oprócz doskonalenia tężyzny fizycznej, przyświecała dewiza – swoją postawą, oraz miejscem winniśmy służyć społeczeństwu. Z tego powodu projektant i jego dysponenci wiedzieli, że oprócz hangarów, pomieszczeń własnych, koniecznością jest umiejscowić w budynku salę widowiskową ze sceną. Ileż radości ówczesna sala przynosiła dzieciom, a ileż znaczących bali, rautów, uroczystości się w niej odbyło!!!

Za budynkiem skwitujemy z roku na rok rozrastające się zaplecze organizacji – czytaj kort tenisowy, hangar na łodzie, oraz miejsce do ich cumowania. Powracając do dnia dzisiejszego, już tylko z sentymentem wspomnimy lata świetności „Towarzystwa” i kłaniając się stojącej vis a vis kamienicy notariusza Sikorskiego na ten moment wędrówkę w czasie po ulicy zakończymy.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Fotografie w kolejności:

1. Widok ul. Urbanowskiej od strony pl. Wolności- po lewej opowiadany kompleks budowlany.

2. Podwórzec dawnego zajazdu.

3.4. Zdjęcia narożnika domu Skarbka- Włodarczyk oraz oczodół po kamienicy z wykuszem na Wartę.

5. Kamienica z wykuszem od strony Warty.

6, 7. Ulica Urbanowskiej na widokówkach.

8. Kino- teatr Polonia.

9. Narożnik kamienicy Kapłana.

10. Parterowe domy obok TW- autorstwa Tomka Biedziaka.

11,12. Fotografie z bali organizowanych na sali TW – własność Zofia Gibowska.