Wielką frajdą, jest dla mnie pasja Tomka Biedziaka przypominającego oraz promującego na łamach „Głosu Konińskiego” miejsca żyjące już tylko w pamięci rdzennych mieszkańców grodu z koniem w herbie. Właśnie, to dzięki Tomkowi z dozą wzruszenia powróciłem myślami do ówczesnego „Hotelu Miejskiego” przy ul. Waliszewo – czytaj Słowackiego.
Dla chłopców z podwórka opartego o opowiadany budynek, hotel był czymś więcej niż „cud, miód i ultramaryna”. U młodzieńców, u których krótkie spodenki były nieodzowną częścią ubrania hotel stawał się oknem na świat. Nie bez obawy popełnienia błędu śmiało można rzec, że ówczesny dom gościnny stanowił część budowlanego kompleksu, którego skład stanowiły, restauracja „Europa”, oraz podwórzec z hotelowymi garażami. Rezydujący w zajeździe nie tylko „spaniem” lecz i strawą żyli, stąd na posiłki udawali się dwoma drogami.
Pierwsza prowadziła przez wejście główne, by kolejno ulicą Przechodnią dotrzeć do schodów posłanych do restauracji od strony ul. 3 Maja. Można było iść na skróty poprzez drzwi hotelu wiodące na podwórze i kolejno przez nie przejść, by pokonując kilka schodów znaleźć się przy restauracyjnym stoliku. Pominę szczegóły, kto i kiedy ostoję dla podróżnych z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych pobudował, oraz jakie były dalsze jej losy. Natomiast skupię się na kwestiach obyczajowych.
Na początku lat sześćdziesiątych przez kraj przelewa się fala big beatu. W roku 1962 wraz z powstaniem III programu Polskiego Radia i o trzy lata później Młodzieżowego Radia Rytm na falach eteru oraz płytach z możliwością odtwarzania na adapterze „Bambino” pojawia się coraz więcej tego typu muzyki. Wraz z promocją zespoły między innymi Czerwono Czarni, Niebiesko Czarni oraz inne wyruszają w trasy koncertowe, dla których również Konin staje się miejscem przystankowym. Wiadomym jest, że przed koncertem, tudzież po nim trzeba „rozprostowując kości” odpocząć, dlatego odpowiednim, a zarazem jedynym do tego miejscem w Koninie jest hotel przy ul. Słowackiego. Dzięki temu, oraz radości wspominanych na początku młodzieńców, to oni dostępują zaszczytu udzielania pomocy przy wnoszeniu sprzętu muzycznego.
Czyż może być większym wyróżnieniem i nagrodą dla takiego wyrostka, nad otrzymanie pałeczek perkusyjnych od Andrzeja Nebeskiego, czy gitarowej kostki Michaja Burano? Podobnie i paw jest mniej pyszny ze swego ogona od urwisów mogących w postaci gratisu znaleźć się wraz z artystami za kulisami koncertu. To tutaj mamy możliwość poznać, iż Karin Stanek, to nie „Malowana Lala”z piosenki, lecz pełna empatii i dowcipu kobieta. Jako anegdotę wspominam zdarzenie, gdy do wychodzącej z hotelu piosenkarki jeden z miejscowych elegantów(?) zwrócił się z pytaniem: Karin, dlaczego zawsze nosisz spodnie? Artystka, pełna uśmiechu skwitowała:- bo mam krzywe nogi.
Przypominam sobie moment, gdy Wojciech Korda po koncercie dopytał, czy to daleko od hotelu, ponieważ chciałby obejrzeć znak drogowy symbolizujący połowę drogi pomiędzy Kaliszem, a Kruszwicą. Czy mam nadmieniać o dumie prowadzących go na miejsce młodzieńców? Wspomnienia z hotelem, to nie tylko zamieszkujące w nim persony, ale i motoryzacyjne nowinki. Ileż towarzyszyło nam emocji, gdy pod zajazd podjechał Opel Kapitan, Fiat 124, Alfa Romeo, czy motory Norton, Lambretta itp. Na zewnątrz szarość… dlatego przyzwyczajeni do widoku Warszaw, Wołg, Wartburgów, wymienione powyżej pojazdy, słały się mrzonką. Przed wielu laty kolega wracając wspomnieniem do „dawnych czasów” opowiedział. Nie dalej , jak tydzień temu kupowałem wnukowi jego ulubione cukierki, płacąc – powodem retrospekcji, okraszoną histerycznym śmiechem wywołałem konsternację u kasjerki.
Przypomniałem sobie fakt, gdy przed pół wieku temu od rezydującego w hotelu Włocha otrzymaliśmy tożsame marką słodycze, oraz gumę Wrigleys? Zawsze był precyzyjnym, stąd przypomniał, że cukierki podzieliliśmy na czworo…, ponieważ ty, Piotrek, Roman i ja… natomiast plasterek gumy pokroiliśmy na ledwo mieszczące się na jednym zębie kawałki.
Przyjaciel retrospekcję skwitował: Obecnie owo zdarzenie staje się śmiesznym, wręcz trywialnym… ale wówczas dla nas….te cukierki, guma, to był wręcz bajkowy- nieosiągalny świat!
Tadeusz Kowalczykiewicz
Archiwum Głosu Konińskiego