Przed laty śpiewano: Budujemy mosty… dla kogo,

dla kogo…, a u nas ?

Można zacząć: dawno… dawno temu, bowiem w latach dwudziestych, gdy zaczęto „kształtować” wizerunek wprzódy nazywanego ogrodem botanicznym i kolejno parkiem miejskim… Można również zanucić: zielony mosteczek(w naszym wypadku nie zawsze zielony) ugina się… I właśnie o mostku przez dziesiątki lat obecnym w krajobrazie parku bajać będę.

Wręcz wypada przypomnieć, że tuż o „krok” od granic północno – wschodnich parku miejskiego nasza Warta z jej odnogą się spajała. Wprzódy wartka rzeka płynąc głównym nurtem na wysokości dzisiejszego wyjazdu ze starego Konina na Trasę Warszawską swe wody wpychała w odnogę, z których jedna omijała kościół św. Bartłomieja, a druga biorąc z nią rozbrat kształtowała swoje brzegi w okolicach obecnej ulicy Bankowej. Zwiedziwszy miasto oraz jego przedmieścia łączyły się tuż za elektrownią miejską i jako jeden ciek przepływały pod mostem posłanym w miejscu obecnego skrzyżowania ul. Kopernika oraz Mickiewicza i wpadały do głównego nurtu. Podczas wylewów zarówno po lewej, jak i prawej stronie rzecznego odgałęzienia w sposób naturalny powstawały zagłębienia wodne. Właśnie na terenie przeznaczonym na park miejski i dwa takowe „dołki” się znalazły. Dzieliła je niewielka odległość oraz stworzony naturą kształt (patrz fotografia fragmentu planów modernizacji parku z 1924 roku). Wówczas postanowiono wygląd nadmienionych zastoin nieco zmienić nadając im nieregularną formę owali, a nad łączącym je przesmykiem posłać mostek. Celem urozmaicenia krajobrazu na cyplu posadowiono altankę. Z tak prozaicznych powodów odwiedzający oazę zieleni mogli już spacerować nie wokół „dołków”, lecz parkowych stawów.

Jest czymś naturalnym, że posiadamy preferencje lub ulubione miejsce dla „cyknięcia zdjęcia”. Przed laty do dobrego tonu należało „zdjąć się”, czy to na mostku, czy wokół parkowych stawów. Nie bez kozery powiem, że każda wizyta w parku, czy to z aparatem, tudzież bez wymuszała „konieczność” odwiedzenia mostku. Wręcz należy dodać, że o ile spotkania na mostku słały się naturalnością, to już wspomnienia o altance wymusiłoby uszczegółowienia, a wizyty w tym miejscu miały niekiedy charakter całodobowy…. Jako dokumentację spotkań na mostku niech posłużą pochodzące z różnego okresu fotogramy .

Niestety mostek, altana, jak wiele podobnych atrakcji pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych zniknęło z krajobrazu parku. Był taki czas, że wynikiem kaprysów Warty niżej podpisany po parku pływał, a nie spacerował. Do żeglugi po alejkach wykorzystywaliśmy naniesione prądem rzecznym kłody drewna, deski, tylniki wozów itp. Wraz z opadaniem nurtu rzeki woda znikała z alejek, lecz nadal wypełniała po brzegi parkowe stawy. Pragnąc doprowadzić miejsce do użyteczności, czytaj bezpieczne dla spacerów zamontowano przy stawie stację pomp. Wówczas w wypadku wysokiego stanu rzeki, nadmiar wody w stawach tłoczono do Warty. Rozumiem, że w wyniku wizji projektanta sadowiącego w tym miejscu siedlisko dla gęsi, kaczek, łabędzi musiał(?) zniknąć mostek oraz altanka. Nie rozumiem, dlaczego nie pomyślano o sytuacji odwrotnej mającej na celu uzupełnianie wody w stawach. Jestem świadom, że okresowe napełnianie wodą z wodociągów miejskich byłoby przeogromnym kosztem, jednakże podłączenie kilku metrów rury do Warty i spojenie jej z obecnym rurociągiem pozwalającym na wypełnienie wodą nadmienianych miejsc stanowiłoby koszt o tysiąckroć niższy. W przypadku suszy ze smutkiem przyglądam się wodnemu ptactwu taplającemu się w błocie zamiast w wodzie. Przez grzeczność, o wizerunku stawów, a raczej wówczas bajor, nie wspomnę.

Tadeusz Kowalczykiewicz