Ten dany nam niespodziewanie czas na zatrzymanie, ma też i dobre strony. Jakoś tak Człowiek przypomina sobie dobre czasy z dzieciństwa. My dzieciaki z V osiedla pod nosem mieliśmy wiele atrakcji wśród nich ogródek, bo tak nazywał się plac zabaw pod Aluminium. Karuzele, ławeczki, piaskownica, huśtawki, ślizgawki.
Wprowadzaliśmy tam trochę innowacjami na przykład „fala”. Kładło się podstawę karuzeli na ławce, łapało się za tył oparcia krzesełka i wiuuuuuuuuu do góry. Na huśtawki trzeba było uważać bo metalowe i co dziennie ktoś miał głowę szytą.
Najfajniejszą zabawą była „w czterech pancernych i psa” bez psa i niestety Marusi. Linia frontu przechodziła przez Studzianki … przepraszam przez piaskownice. Pierwsze odznaczania państwowe, pierwszy rozbity czołg. Później jakoś hitem był Zorro, o ten to nosił maskę chyba od zawsze, skąd wiedział ?
Kiedy tak sobie wspominam dobre czasy myślami uciekam nad Wartę, bo kiedy wylewała jezioro było pod nosem. Pamiętam też pogłębiarki, barki i pchacze na rzece. Gęsty tłum wędkarzy, zapach kwiatów, czytanie Tytusa, Romka i Atomka.
Najbardziej tęsknię za naleśnikami Babci Heli. Były c u d o w n e, niestety nie potrafię ich odtworzyć używając różnych proporcji składników. Jestem absolutnie pewien, że kiedyś mi się uda.
Dobre i beztroskie były to czasy.
Wszelkiego dobra, Dariusz Wilczewski.