Podziwiając swadę z jaką Darek poszukuje wszelkich odnośników związanych z lotnictwem, podsyłam dwie historie o awiacji…., jednakże ściśle związane z Koninem.

Jedna z nich została zakonotowana na łamach prasy z roku 1913, a druga jest zasłyszana od Obywatela grodu nad Wartą. Obydwie wymagają, tudzież potrzebują dopisków oraz dywagacji.

Odnośnie pierwszej, to na łamach gazet kaliskich z dnia 31 sierpnia 1913 roku pojawiła się informacja: „Z Paryża do Kalisza na aeroplanie typu Clement-Bayard przyleciał niejaki Ludwik Jensen. W drodze powrotnej spotkała go niemiła przygoda, bowiem lotnik rozbił samolot koło Konina. Dalszą podróż do Paryża musiał odbyć pociągiem”.

Nie znam dokładnego miejsca, w którym zdarzyła się lotnicza katastrofa.

Ciesząc się, że lotnik nie odniósł obrażeń, gdybam nie o miejscu, lecz o stacji, na której awiator wsiadł do pociągu? Mógł równie dobrze powrócić do Kalisza, albo udać się do Strzałkowa, bowiem w tych miejscach znajdowały się najbliższe stacje kolejowe, ponieważ wówczas przez Konin jeszcze nie były posłane tory.

Druga historia została opowiedziana przez Waldemara Kozickiego – świadka, który ze względu na pochodzenie rodziców całą okupację spędził w Koninie. Podczas kolejnej wizyty w jego ukochanym mieście i wspólnej wędrówki ul. Kolską przywołał fakty z 1942 roku.

Wówczas z kolegami otrzymał informacje, że na boisku Szkoły Podstawowej nr 1 przy ul. Kolskiej „wylądował”(?) samolot Heinkel. Na miejscu zobaczyli samolot bez podwozia … Mając naście lat nie poddawał pod rozwagę niemożności wylądowania w tym miejscu samolotu.

Po II Wojnie Światowej już jako członek wrocławskiego aeroklubu także nie powracał do „lądowania” samolotu na boisku szkolnym. Minęły lata i podczas jednej z wielu wspomnieniowych wypraw wędrowaliśmy ścieżką mającą początek przy ulicy Podgórnej i prowadzącej wzdłuż skarpy boiska szkolnego, dalej w kierunku murów klasztoru…., aż do ulicy Reformackiej.

W momencie, gdy stanęliśmy nad „szkolną skarpą” wyjaśnienie „lądowania” samolotu na boisku szkolnym stało się bardziej wiarygodne. Najprawdopodobniej w wyniku awarii, tudzież innej przyczyny samolot próbując lądować nadleciał od strony Żychlina.

Pas, a raczej mające tam miejsce role uprawne były „zbyt krótkie” i samolot zsunął się ze skarpy na boisko. Niestety jestem nieodrodnym przedstawicielem gatunku osiadłym na Ziemi, dlatego zapisy o awiatorze francuskim traktuję sentymentalnie, natomiast na wspomnienie samolotu z czasów okupacji – mówiąc delikatnie reaguję emocjonalnie.

Tadeusz Kowalczykiewicz