Zapraszam dziś Państwa na spacer historyczny KONIŃSKIM SZLAKIEM PRZEMYSŁOWYM, spotkajmy sie przed dobrze wszystkim znanym i rozpoznawalnym Pałacem Reymonda.
Zacznijmy nasz spacer od fabryki założonej przez Edwarda Reymonda pomiędzy rokiem 1864, a przed 1882 pod nazwą LEJARNIA ŻELAZA – FABRYKA MACHIN, NARZĘDZI ROLNICZYCH I KOTŁÓW PAROWYCH. Około roku 1905 nastąpiła zmiana nazwy na ODLEWNIA ŻELAZA, FABRYKA MASZYN, LOKOMOBIL I KOTŁÓW PAROWYCH. Około roku 1918 fabrykę przejmuje w swe władanie syn Ludwik Reymond i zarządza nią do początku 1945 roku. Fabryka Reymonda była pierwszą tak dużą fabryką w Koninie,a właściwie jego okolicach, bo wtedy Czarków nie leżał w granicach administracyjnych naszego miasta. Miała dość rozległy asortyment, produkowano tu róznego typu maszyny rolnicze, wyposażenie dla gorzelni, pompy wodne podwórzowe i łańcuchowe, pompy skrzydłowe, centryfugalne oraz do studni. Oprócz sikawek przeznaczonych do gaszenia pożarów, produkował też „sikawki ogrodowe ręczne” bardzo „użyteczne i wygodne do oblewania ogrodów, dużo uwagi poświęcał również produkcji kotłów parowych wraz z montażem. W 1945 po wyzwoleniu komuniści odbierają fabrykę właścicielom i tworzą Państwowe Przedsiębiorstwo Traktorów i Maszyn Rolniczych, później zakład funkcjonuje pod nazwą Państwowy Ośrodek Maszynowy w Koninie.
Ruszajmy dalej do prężnego konkurenta Reymondów, Fabryki Maszyn Rolniczych Tadeusza Skarbka, który przekazał ją we władanie w 1928 roku swemu szwagrowi Zygmuntowi Włodarczykowi, a sam zajął się produkcją papy smołowcowej do krycia dachów. Przejdźmy przez Most Toruński i skręćmy w prawo w dawną ulicę Piwną, obecną Zofii Urbanowskiej i zatrzymajmy się na wysokości budynku poczty, obok dawnego kina „GÓRNIK”, wcześniejszego kino-teatru „POLONIA”, stańmy do nich tyłem i spójrzmy na wprost. Obecnie widzimy budynek w którym funkcjonuje filia Miejskiej Biblioteki Publicznej „STARÓWKA”, obok niej rozciąga się spory blok mieszkalny, ciekawi mnie ilu z obecnych mieszkańców wie, że mieszka na terenie dawnego imperium Włodarczyków. Wróćmy do czasów kiedy fabryką zarządzał Zygmunt Włodarczyk, jak po latach wspominał jego syn Stefan fabryka jego ojca była najprężniej rozwijającą się spośród konkurencji, przodowali w produkcji kieratów, sieczkarek, młocarek i wiejni, remontowano tu walce drogowe na zlecenie zarządu dróg, dodatkowo obok fabryki otworzono nieduży, ale dobrze zaopatrzony sklep żelazny. Wlodarczyk sprzedawał również wyroby szwedzkiej fabryki Alfa-Laval, szwedzi musieli być zadowoleni z tej współpracy, bo zaprosili go wraz z innymi czołowymi przedstawicielami handlowymi z Polski na wycieczkę do Sztokholmu w 1930 roku. Niestety wybuch II WŚ przerywa dobrą passę, rodzina Włodarczyków jak wiele innych konińskich rodzin zostaje wypędzona z Konina leżącego w Kraju Warty, zarząd nad firmą przejmuje Niemiec. Po wojnie wracają do Konina i próbują odzyskać swój majątek i fabrykę, prowadzą ją, ale o powrocie do dawnej świetności nie ma mowy, gdyż nowa władza ludowa nie toleruje pywatnego biznesu i utrudnia mu życie jak tylko może, monopolizując handel hurtowy surowcami i opałem w latach 1947-1949, dodatkowo sektor prywatny nękany jest zawyżonymi podatkami. To wszystko powoduje, że Zygmunt Włodarczyk wraz z współprowadzącym z nim fabrykę synem Jerzym poddają się i przekazują ją na rzecz Powiatowego Związku Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”.
Wiem jak Państwo lubia historię o ukrytych skarbach i ich odnalezieniu, cofnijmy sie więc do roku 1939, Włodarczykowie czując nosem, że ze strony hitlerowskiego okupanta nie spotka ich nic dobrego, po pierwszych wysiedleniach naszych mieszkańców, postanawiają w metalowej skrzyni ukryć wartościowe przedmioty należące do rodziny i ukrywają ją na terenie hali produkcyjnej. Po powrocie do Konina i odzyskaniu fabryki próbują skarb odszukać, niestety rozległość hali i upływ czasu stają im na drodze do sukcesu, dopiero w 2012 roku przy budowie jednego z bloków znaleziono długą na poł metra mocno skorodowana metalową skrzynię z biżuterią, sztućcami, monetami i kryształami. We wrześniu 2013 roku skarb został zaprezentowany na wystawie czasowej w Muzeum Okręgowym w Koninie, przybyli na nią licznie członkowie rodziny Włodarczyków i mieszkańcy naszego miasta.
Ruszajmy dalej, zrobimy sobie teraz dłuższy spacer na ulicę Dąbrowskiego 35 i zatrzymamy się przed bramą Vin-Kon S.A., należącego wcześniej do rodziny Kowalskich, którzy prowadzili tu browar. Browar, a właściwie mały ręczny browarek nabył w 1907 roku od sukcesorów po Paszkowskim Józef Korab Kowalski, chcąc produkować piwo będące późniejszą specjalnością browaru jasne typu pilzneńskiego, rozpoczął w 1908 roku gruntowną przebudowę browaru, w 1913 roku browar poruszany był już parą i licznymi maszynami elektrycznymi, wywiercona studnia artezyjska dająca znakomitą wodę pomagała w rozwoju browaru i pozyskiwaniu nowych odbiorców konińskiego złocistego trunku, browar rozwijał się prężnie z roku na rok. Józef Korab Kowalski udzielając wywiadu Eugenjuszowi Głoszkowskiemu z Głosu Konińskiego w 1928 roku pochwalił się wzrostem sprzedaży piwa mierzonym wówczas w jednostce wiadra będącej równowartością 12,3 litra i tak w 1907 roku sprzedał on 26 000 wiader, w 1910 roku 81 000 wiader, by w feralnym 1914 roku dojść do 125 000 wiader.. Rozwój ten zatrzymała I WŚ, rekwizycje i ograniczenia okupantów co do jakości i mocy piwa, późniejszy wielki kryzys, dodatkowo Ustawa przeciwalkoholowa pierwszego Sejmu Polskiego spowodowała ogromny zastój w branży piwowarskiej i upadek tej gałęzi przemysłu. Dopiero cofnięcie tej niekorzystnej ustawy przez rząd w 1925 roku dający możliwość wyrobu piwa dowolnej jakości i mocy pozwala na powrót browaru na ścieżkę rozwoju. W 1926 roku Kowalski wraz ze swym nowym kierownikiem Bernardem Ciesielskim przystępują do reorganizacji browaru i produkcji piw typu porter, piw ciemnych, kulmachowskiego oraz odżywczego zalecanego matkom karmiącym i dzieciom z anemią. Browar w tym okresie jest kilkukrotnie nagradzany za swoje wyroby na różnych wystawach i według opinii ówczesnego właściciela mógł spokojnie konkurować jakością swych złocistych trunków z piwami zagranicznymi. W latach trzydziestych zarządzanie browarem przechodzi w ręce syna Grzegorza i jego małżonki Aleksandry Flatau-Kowalskiej. Wybuch II WŚ oznacza przejęcie browaru przez Niemców. Po wojnie Kowalscy próbują przejąć browar z powrotem, niestety pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku ich zakład zostaje znacjonalizowany i przejęty bezprawnie przez państwo.
Pójdźmy dalej naszym szlakiem aż do zbiegu ulic Dąbrowskiego z Podgórną, trafimy tu na boisko szkolne, użytkowane jeszcze do niedawna przez uczniów Zespołu Szkół Technicznych, starsi zapewne pamietają tutaj warsztaty Zasadniczej Szkoły Metalowej otwarte w 1951 roku. Ale wróćmy do szanowanego konińskiego rodu Zarembów, choć byli pochodzenia niemieckiego głeboko zakorzenili się w polskość. Do stycznia 1945 roku właścicielem zbudowanego pod koniec XIX w. zakładu był Władysław Zaremba, produkowano tu głównie kotły i instalacje dla gorzelni. Na terenie fabryki były zabudowania z odlewnią żeliwa i staliwa, kuźnią, modelarnią, ślusarnią, stolarnią, gięciarnią rur, walcarnią i biura. Fabryka słynęła ze swego profesjonalizmu i jej klientami poza okolicznymi gorzelniami były również zagraniczne, głównie z Litwy i Węgier. Po wybuchu II WŚ z racji niemieckiego pochodzenia właściciela fabryka pozostaje w jego rękach i działa pod nazwą „Władysław Zaremba Erben Mechanische Werkstătten Konin Wartherland”, warto nadmienić, że pracujący tu w czasie okupacji Polacy byli traktowani z szacunkiem, na terenie zakładu mogli rozmawiać po polsku, własciciel pomagał im również często w załatwieniu kuponów na zakup róznego rodzaju towarów. W styczniu 1945 roku przed wkroczeniem Rosjan do Konina rodzina Zarembów opuszcza nasze miasto. Po wojnie fabryka działała nadal, lecz pod nazwą „Techniczna Obsługa Rolnictwa”.
Ruszajmy dalej i zatrzymajmy sie u zbiegu ulic 3 Maja i Kolskiej, chwilę temu wyruszyliśmy spod bram dawnej fabryki specjalizującej się w wyrobie kotłów i instalacji do gorzelni, teraz trafimy pod bramy tych co ową aparaturę umieli wykorzystać i „ognistą wodę” wyprodukować. Cofnijmy się do roku 1894, gdy to bracia Majer Waldman i Izrael Szpilfogel postanawiają tutaj czyli na dawnym „Garncarskim przedmieściu” pobudować fabrykę zwaną „Rektyfikacja Spirytusu i Fabryka Wyrobów Wódecznych”. Zabudowania fabryczne wraz z koniecznym dla funkcjonowania zapleczem skumulowano na 5.805metrach kwadratowych, a cała własność braci wynosiła 32.901 metra kwadratowego, stąd reszta- 27.096 stanowiła ogród, zakład był ciągle modernizowany i w 1939 roku w jego skład wchodziły: dwie sale aparatowe, kotłownia z dwoma piecami parowymi, budynek z przeznaczeniem na maszynownie, kuźnie oraz warsztat. Obok głównego kompleksu zakładu znajdowały się pokryte papą budynki stodoły, stajni, warsztatu stolarskiego, komórki oraz szopy. Uzupełnieniem własności był budynek mieszkalny wraz z dwoma oficynami, w 1937 roku rektyfikacja 100% spirytusu wynosiła 2.278 288 litra. Działania wojenne z 1939 i 1945 roku nie przyniosły wielkiego uszczerbku dla tego zakładu, poza wybitymi szybami, po ich wprawieniu zakład uruchomił produkcję spirytusu i w 1947 roku na terenie zakładu pod ówczesną nazwą „Rektyfikacja Państwowego Monopolu Spirytusowego w Koninie” rektyfikowano 2,655450 litrów 100% spirytusu. Następnie zakład funkcjonuje pod nazwą Zakład Badawczo Rozwojowy Polmos S.A. w Koninie, który to w 2007 roku popada w poważne tarapaty finansowe z których niestety się nie dźwignął i upadł, a jak to wygląda dziś ze smutkiem widzą wszyscy…
Ale wróćmy do tajemniczego ogrodu znajdującego się na terenie zakładu za metalową furtką od ulicy Kolskiej, do 1939 roku na jego terenie znajdował się kibuc przygotowujący przyszłych osadników do wyjazdu do Palestyny.
Przy omawianiu rektyfikacji warto wspomnieć jeden bardzo ważny i miły dla okolicznych mieszkańców przedwojennego Konina, a także tych z okresu okupacji i lat powojennych fakt, podczas procesu produkcyjnego powstaje odpad poprodukcyjny w postaci goracej wody, która to o określonej porze była zrzucana, napełniając ku uciesze mieszkańców ich widara w tak upragnioną gorącą woda do kąpieli czy wykonania prania.
Przeglądając dokumenty strażaków ochotników natrafiłem na zapisy z przeprowadzonej inwentaryzacji sprzętu i wyposażenia ich placówki, wskazujące na to, że Rektyfikacja Szpilfogla i Waldmana była darczyńczą motopompy przeciwpożarowej, nie wiem czy uczynili to z dobroci serca dla współmieszkańców czy ze zwykłego pragmatyzmu, wiedząc, że gdyby wybuchł pożar w ich zakładzie, to ich dar może pomóc w uratowaniu ich zakładu.
Tu zakończymy naszą wycieczkę.
Tomek Biedziak
Przy pisaniu artykułu posiłkowałem się artykułami Tadeusza Kowalczykiewicza o konińskiej rektyfikacji i fabryce Zaremby, artykułem Roberta Olejnika o fabryce Włodarczyka i Reymonda, artykułem z Głosu Konińskiego o browarze Kowalskiego z 1928 roku. Dziękuję Robertowi Olejnikowi za udostępnienie katalogu wyrobów fabryki Reymonda, skorzystałem ze zdjęć dot. fabryki Włodarczyka z artykułu w „Konińskich wspomnieniach”, dziękuję za zdjęcie przekazane przez Piotra Pęcherskiego fabryki Reymonda, skorzystałem, oraz zdjęcie z kolekcji rodzinnej Elżbiety Piguły z fabryki Włodarczyka, oraz zdjęcia konińskiego browaru z rodzinnych kolekcji Dariusza Zielińskiego i Antoniego Polińskiego, dziękuję Airfotovideo za zdjęcia z drona.