Kontynuujmy nasz cykl zatrzymując się dziś przy zniszczonym domu przy ulicy Generała Jarosława Dąbrowskiego 2.
Tomek Biedziak
I po jeleniu…
Widoczny na zdjęciu dom stanowił spójność z zajazdem „Pod Jeleniem” prowadzonym przez ród Kortylewiczów.
Nie znam dokładnego przeznaczenia budynku, stąd domysły, że mogło się tam znajdować np. pomieszczenie dla stangretów wiodących karety lub miejsce składowania rzeczy potrzebnych dla działalności zajazdu. Podróżnym korzystającym z zajazdu, oprócz oferty restauracyjnej, oferowano trzy pokoje gościnne. Do części restauracyjnej prowadziły dwa wejścia. Pierwsze ukierunkowano na obecny skwer św. Ducha, a drugie dla wygody podróżnych znajdowało się od strony podwórza. Notabene podobny układ wykorzystał właściciel mieszczącego się tu na przełomie XX i XXI wieku baru. Po II Wojnie Światowej restauracja, podobnie do znajdującej się vis, a vis jadłodajni J. Sypniewskiego, oraz B. Łacińskiego z narożnika ul. Kaliskiej i Dąbrowskiego znów szeroko otworzyły drzwi dla klientów. Niestety powodem wpajanej ideologii, że prywatne jest „b” przybytki dla smakoszy na początku lat pięćdziesiątych poprzez domiary zostały zmuszone do zamknięcia.
Powróćmy wspomnieniami do opowiadanego budynku. W mojej pamięci prowadziły do niego dwa wejścia, z których jedno – wraz ze zmianą przeznaczenia zostało zamurowane. Jako uzupełnienie wejść stanowiły okna, chronione przez kraty w postaci prętów. Stańmy pamięcią w latach pięćdziesiątych i wówczas ujrzymy usytuowane u szczytu budynku wejście – patrz od strony bramy wjazdowej. Po przez umieszczone drzwi wchodziło się do warsztatu naprawy rowerów prowadzonego przez pana, którego nazwiska nie pomnę. Natomiast drugi otwór wejściowy jest tożsamym z obecnym i wiódł do cieszącego się wówczas dużą popularnością sklepu spożywczego. Sklep prowadziła, przesympatyczna kobieta, czy to od imienia Maria lub Maryla – nie pomnę, nazywana przez dzieciska oraz okolicznych „Maryną”. Wraz ze wspomnieniem niczym w kalejdoskopie pojawiają się wymyślane wówczas slogany reklamowe, dla przykładu: Jeżeli pragniesz margaryny, to kupuj ją tylko „u Maryny”. Oprócz zamieszkałych w pobliżu, częstymi klientami sklepu byli uczniowie pobliskiej „Metalówki” – „Zasadniczej Szkoły Zawodowej” mieszczącej się po dawnym zakładzie Zaremby, podobnie Szkół podstawowych nr 1 oraz 3. W latach osiemdziesiątych w odpowiedzi na „przejściowe trudności w zaopatrzeniu” ówczesne władze zdecydowały się na wprowadzenie sklepów tzw. agencyjnych. I właśnie jeden tego typu znalazł miejsce w opowiadanym budynku. Agenci pragnąc mieć zysk zakopali tabliczki typu „ Sklep zamknięty – przyjęcie towaru” , stąd nie czekali na przydział, lecz różnymi metodami wzbogacali ofertę towarową. Uśmiecham się, ponieważ po latach „reglamentacji” powracano do czegoś, co stanowi podstawę przy prowadzeniu działalności. Wówczas wraz z ofertą towarową również i sklep został powiększony. Po likwidacji sklepu budynek jakiś czas stał pusty i dopiero kolejny najemca zaoferował klientom zestawy tuszy, tonerów do drukarek. Niestety w budynku pojawił się kur, stąd najemca przeniósł działalność „o krok” dalej, budowla świeci pustką, a dach pozostaje świadectwem dramatu.
Tadeusz Kowalczykiewicz