Utracić możemy kogoś lub coś, podobnie wiarę, cześć – oby nie!!! Ten nieco filozoficzny wstęp niech będzie przyczynkiem do „gdybań” nad etymologią nazwy ulicy Konina przez wieki pozywanej Utratą.

Od roku 1930 przyjęła miano Kościuszki. Ze swojej strony zasugeruję pewnego rodzaju podpowiedzi. Z powodzeniem tytuł mogła zaczerpnąć od traconego prawie rok rocznie dobra, zazdrośnie zabieranego przez wylewy Warty.

Równie dobrze korzeni statusu doszukiwać się trzeba od sporu o karczmę pomiędzy mieszczanami, a proboszczem kościoła św. Bartłomieja. Opowiadany szynk nosił wdzięczną nazwę…., jednakże o tym dowiedzmy się ze złożonej przez mieszczan w sądzie prośbie o wykazanie – „… jgm. ks. kanonika kujawskiego jako proboszcza konińskiego o złożenie dowodów na mocy których w domostwie na przedmieściu konińskim Borzętowo, do kościoła parachwialnego konińskiego należącym „Piekło” zwanym , trunki szynkować usiłuje…”

Pomijając historię trwającego latami procesu, jest nam wiadomym, iż wszelkie szynki łączą się z utratą pieniędzy…, zatem być może określenie Utrata równo od utraty praw do szynku lubo grosiwa swój początek bierze? W cytacie z pozwu pada nazwa Borzętowo.

Pójdźmy dalej w swoich dociekaniach zaglądając do lustracji z 1559 roku: … Ciż mieszczanie mają wespołek z przedmieszczany źrebiów dwadzieścia na przedmieściu, na dziedzinie co zwą ją Borzętowo, które role tego przedmieścia idą ku Staremu Miastu, ku Ruminowi.

A z tych źrebiów dawają na zamek z każdego po 16 grzywien. Tamże na tym Borzętowie są role plebańskie, szpitalne i wójtowskie, z tych nic na zamek nie dają…. Kolejno dowiemy się, że „tych przedmieszczan jest trzydziestu sześciu”.

Celem pełnego zrozumienia, gdzie ów majątek się znajdował, dodam, że ulica Utrata, a obecnie Kościuszki właśnie przez Borzętowo prowadziła. Bieżąc przez wieki, a wracając do czasów bliższych pamięci naszych dziadów, ojców, tudzież niżej podpisanego wypada skwitować, że zabudowa Borzętowa miała różnorodny charakter. Budynki w zależności od daty ich posadowienia, posiadły „styl” wpisany dla polskiej wsi, by kolejno wraz z upływem czasu zmieniał się wystrój architektoniczny, stąd zaczęły się pojawiać bardzo okazałe kamienice.

Zgodnie z powiedzeniem, co dom, to historia, opowiadać o ulicy, podobnie i o Obywatelach przy niej osiadłych można bez końca. Jednakże szanując ewentualnego Czytelnika, pozwolę sobie zatrzymać się tylko przy jednej budowli.

Otóż w miejscu…, gdzie do 1910 roku siano, paszę, oraz konie dla Kargopolskiego pułku Dragonów trzymano… za czasów legendarnego burmistrza Ludwika Ganowicza… podjęto się olbrzymiej inwestycji. Postanowiono, że na wymienionej powyżej, a zakupionej w 1926 roku przez miasto posesji objętej aktem notarialnym nr 293 przy „….ulicy Utracie na Borzętowie się znajdującej…” zostanie pobudowany dom dla robotników oraz niezamożnych(sic). Jak na owe czasy był to bardzo…, ale to bardzo prekursorski…, wręcz altruistyczny pomysł.

Rok później rozpoczęła się budowa, a przedsięwzięcie było ogromne, stąd celem dokończenia budowy władze miasta podjęły decyzję zaciągnięcia 20 września 1930 roku kredytu w Banku Gospodarki Krajowej w Warszawie na sumę 78100 złotych. Raty zostały rozłożone na dwadzieścia pięć lat i miały być uiszczane co pół roku. Szanując cierpliwość czytającego pozwolę sobie ominąć wszelkie listy zabezpieczające…, umowy bankowe, oprocentowanie, podobnie i cykl budowy etc… etc…

Reasumując dopowiem, że zamysł wyrwania z uciążliwych warunków życia robotników oraz niezamożnych był wart każdego ryzyka. Należy dodać iż na ówczesne czasy, mieszkania w owym domu były przepiękne. Jasne, czyste i co najważniejsze bez wszechobecnej w Koninie wilgoci. Pominę listę pierwszych lokatorów, podobnie i tych, co w zapisach, oraz mojej pamięci w owym domu mieszkali.

Pozostawię również w domyśle okres II Wojny Światowej, a także tuż powojenne czasy, bowiem wówczas słowo altruizm zostało opatrzone wyrazem przynależność. Mijały lata, zmieniali się lokatorzy, zmieniała również struktura własności mieszkań, jednakże na zawsze pozostał niczym kanon wzór ciągnących się pokoleniami sąsiedzkich przyjaźni, a wszystkich łączyła duma w określaniu, że mieszkali lub mieszkają w „magistrackim”.

Tadeusz Kowalczykiewicz