Zgłębiamy dalej kroniki konińskiego PKS-u, pozostańmy w roku 1970 i zajrzyjmy na plac manewrowy, ach te piękne autobusy z duszą…
Zobaczymy też realizaję wniosku racjonalizatorskiego, polegającą na zabezpieczeniu wszystkich słupów elektrycznych gruzo-betonem, nasze chłopaki manewrując po placu pisząc dzisiejszym słownictwem potrafili „przydzwonić” w te słupy i je ściąć.
Teraz przeskoczymy do roku 1971 i pochylimy się nad ciężką pracą robotników przeładunkowych zatrudnionych w Dziale Spedycji przedsiębiorstwa w rejonie stacji towarowej PKP. Pomimo, że pracowało tam kilkadziesiąt osób to mieli fatalne warunki socjalne, do ich dyspozycji była tylko mała obskórna budka. Nasz PKS interweniował nawet na szczeblu powiatowym, ale władze kolei były nieugięte i nie chciały wydać zgody na wybudowanie budynków z zapleczem socjalnym dla pracujących tam osób, niby socjalizm, a impas trwał! Jak żali się PKS, kolej w tamtym czasie to było takie „państwo w państwie”, z pomocą PKS-owi pośpieszył „po cichu” kierownik ekspedycji kolejowej Józef Kalinowski zwany „człowiekiem z otwartą głową” i postawił w miejscu planowanej budowy 3 wyeliminowane z eksploatacji wagony bez podwozi, typu lodówki w charakterze wozów Drzymały. W czynie społecznym bardzo popularnym w tamtych czasach wagony zaadoptowano na szatnię, umywalnię, jadalnię, magazynek, pokój ekspedienta kolejowego. Zostały one pomalowane, wyposażone w meble, piec, oświetlenie i kanalizację. Wokół wagonów nawieziono ziemię, zasadzono kwiaty i krzewy, a podjazd podsypano drobnym kamieniem i żużlem.
Radości pracowników spedycji ponoć nie było końca…
Kto z Państwa pamięta te wagony???
Tomek Biedziak