Na południowy wschód od Konina znajduje się największe wzniesienie na tym terenie o nazwie „Złota Góra”. Nie znam etymologii nazwy, stąd domyślać się tylko mogę, że miano mogło powstać od koloru położonych u wzniesienia piasków, jak równie dobrze od jesiennej barwy brązowo złotych liści stanowiących pokrywę drzew rosnących na zboczach.

Nazwa mogła także się zrodzić od dobrodziejstw jakie ze sobą niosła „góra”. Owo dobro stanowiło drewno potrzebne dla budowy, czy też celów opałowych. Mogli także z obfitości fauny oraz flory korzystać smolarze, zbieracze leśnego runa, czy polujący. Wszelkie owe czynniki w porównaniu z ubogością gleby otaczającej wzniesienie stawiły dobrodziejstwo, stąd porównanie ze złotem.

Obecnie – dzięki wszechobecnej motoryzacji wzniesienie znajduje się na wyciągnięcie ręki. Jeszcze za mojego dzieciństwa na „Złotą Górę” można było dotrzeć per pedes lub rowerem. Jak było niegdyś? W czasach z fotografii dziewczyny oraz młodzieńcy szli pieszo lub wynajmowali furmankę i za niewielką opłatą woźnica wiózł ich na miejsce.

Z tego powodu w niedzielne majowe, oraz czerwcowe popołudnia dwudziestolecia międzywojennego na jej zboczach młodzież całkowicie oddawała się urokowi natury. Czy tylko natury? Domniemam, lecz przemilczę!!! Swoją drogą sam dziś chętnie usiadłbym na furmance. Wsłuchał się w parskanie, czy charakterystyczny głos śledziony u konia… bez zapachu spalin, warkotu…, z kompotem z rabarbaru… plackiem, oraz pajdą- nawet suchego ale z własnego wypieku chleba pojechałbym… Nie dla mnie sznur samochodów- śpiewała Fryderyka Elkana.

Świat się zmienił, stąd dla mnie sznur samochodów, ale nie dla mnie klimat oraz urok majówek na „Złotej Górze” z czasu moich przodków.

Tadeusz Kowalczykiewicz