Zabrałem się za pisanie felietonu o prawie samorządowym i nie idzie. Staram się, żeby artykuł był mądry albo ciekawy, nie wychodzi ani taki, ani taki. Piszę, potem kreślę i zmieniam. I nic. Po prostu wieje nudą. Czas to przyznać i zmienić temat.

Jest coś takiego jak prawo w książkach („law in books”) i prawo w działaniu („law in action”). Prawo w książkach to martwe litery: w Dziennikach Ustaw, w podręcznikach prawniczych, monografiach, czy komentarzach. Prawo w działaniu, to rzeczywistość testująca jak system prawny naprawdę oddziałuje na ludzkie losy. To rzeczywistość, w której jest prawdziwy człowiek i jego historia. Konkretny adwokat, który pomaga i konkretny sędzia, który decyduje.

Kiedyś będąc w Prokuraturze Rejonowej w Koninie tak zaczytałem się w aktach sprawy, że straciłem poczucie czasu, nie mogłem się oderwać od lektury przez wiele godzin. To było lepsze od najciekawszego kryminału (a pożerałem wtedy hurtowo książki Remigiusza Mroza). No ale tutaj mogłem nie tylko poznać prawdziwych bohaterów tej historii, ale nawet „wejść” do niej, stając się jej częścią, wpływając – jako adwokat – na tok procesu i jej dalszy przebieg. Jest jakaś mistyka w tym, gdy obrońca rozmawia w areszcie z oskarżonym o zabójstwo. Adwokat jest dla oskarżonego jedyną osobą, która chce mu pomóc i jedyną osobą która traktuje go jak człowieka. To taki „Krótki film o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego, ale na żywo. Tylko adwokat może przeżyć coś takiego.

Źle świadczy o ludziach to, że musimy mieć nad sobą prawo. Co by się stało, gdyby prawo przestało obowiązywać i każdy mógł robić co chce bez konsekwencji? Czy zapanowałaby wtedy wojna każdego z każdym? „Bellum omnium contra omnes” – jak w filozoficznej wyobraźni Tomasza Hobbesa? A może przeciwnie, dopiero wtedy musielibyśmy prowadzić z innymi dialog i zawierać ugody, aby móc żyć obok siebie?

Prawo w działaniu jest także w próbach ugodowego zakończenia sporów: na przykład w mediacjach. Lektura sądowych akt sprawy pokazuje tylko część ludzkich historii. Podczas mediacji dowiadujemy się znacznie więcej, np. dlaczego powód złożył pozew, jakie potrzeby chciał zaspokoić. Przy stole mediacyjnym z wielkim wysiłkiem zwaśnione strony uczą się ze sobą rozmawiać. Jeżeli uda im się zapanować nad emocjami, można racjonalnie i kreatywnie poszukiwać rozwiązań, które zaspokajają potrzeby wszystkich stron sporu. Wtedy zamiast wyroku będzie ugoda. „Najgorsza ugoda jest lepsza od najlepszego wyroku” – takie zdanie padło w Sądzie Rejonowym w Koninie w 2016 roku z ust ówczesnego prezesa tego sądu na otwarciu „Pokoju mediacyjnego”. Bo ugodę wypracowują sobie same strony sporu i dostosowują ją do swojej sytuacji. Wychodzą w ten sposób ze sztywnych, prawnych ram. A sąd narzuca im rozwiązanie wynikające z kodeksu.

Adwokat na co dzień widzi to, jaki człowiek potrafi być podły i jaki potrafi być wspaniały. Bo człowiek jest i taki i taki.

W przyszłym tygodniu napiszę coś o prawie rodzinnym, żeby nie było nudno.

Na zdjęciu budynek Sąd Rejonowego w Koninie.

Remigiusz Szczepaniak

Autor jest konińskim adwokatem, prowadzi własną kancelarię adwokacką, specjalizuje się w prawie zamówień publicznych i prawie samorządu terytorialnego.