Głos Koniński poleca. Mocny, dobry materiał. Pocztówka z miasta nad Wartą.

Zjawisko fragmentaryzacji przestrzeni miejskiej

Kiedy myślimy miasto, myślimy: zielone skwery z fontannami, parki z ławeczkami
i huśtawkami, czy boiska do gry w piłkę nożną i koszykówkę. Miasto kojarzy się nam
z przestrzeniami publicznymi, czyli obszarami ogólnodostępnymi, użytkowanymi nieodpłatnie, do których każdy ma dostęp. Słusznie zakładamy, że takie miejsca mają za zadanie poprawić komfort życia mieszkańców, spełniać funkcje rekreacyjne, a także sprzyjać nawiązywaniu kontaktów. Z drugiej strony jednak, truizmem będzie stwierdzenie, iż korzystanie z tych samych przestrzeni przez osoby skrajnie różne, wyznające inne wartości, czasami nawet manifestujące swoje przekonania, może prowadzić do konfliktów. Coraz częściej, więc, widoczne staje się dążenie do agregacji na podstawie różnych wyznaczników, z czego najbardziej popularnym wydaje się być status majątkowy.

Obecnie w miastach możemy zaobserwować zjawisko fragmentaryzacji przestrzeni publicznej. Mieszkańcy grupują się i odgradzają murami lub też mury te występują tylko w świadomości ludzkiej, są kwestią umownego wyobrażenia. Małgorzata Dymnicka zauważa, że w epoce ponowoczesnej przestrzeń publiczna „jest zlepkiem nieciągłych funkcji, zbiorem luźno powiązanych fragmentów, coraz częściej bez związku z miastem. Ludzie komponują sobie własne miasto z indywidualnych trajektorii, wyznaczanych trasami samochodowymi” [1]. Trudno się z tym nie zgodzić, na co dzień bowiem, jesteśmy świadkami wznoszenia nowych gmachów służących za świątynie konsumpcji albo też widujemy okazałe bloki za zamkniętą bramą. Parcelujemy miasta względem naszych potrzeb, wyobrażeń, co do bezpieczeństwa i estetyki. W skutek tych podziałów, w miastach, oprócz miejsc względnie obojętnych, można zauważyć miejsca skrajne getta biedy i getta luksusu.

Gettoizacja

Getto. Obecnie termin ten przywołuje dość jednoznaczne skojarzenia i nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na fakt, iż żyjemy w czasach po II wojnie światowej, która słowo „getto” sprowadziła do strzeżonych, zamkniętych dzielnic dla Żydów. Dzielnice żydowskie stały się synonimem biedy, chorób, powolnego umierania, więc trudno wyobrazić sobie,
iż getto miałoby się kojarzyć z miejscem miłym, radosnym oraz schludnym. Trzeba jednak pamiętać, iż sam termin ma dużo szersze znaczenie i może być przywoływany w ujęciu socjologicznym. Bowiem gettoizacja przestrzeni miejskiej to proces powstawania takich obszarów, które będą miały tylko sobie właściwe cechy, takie jak chociażby odrębność przestrzeni, poczucie enklawowości, podobny status mieszkańców [2]. Getto może być więc zamieszkane zarówno przez osoby z najniższych warstw społecznych, jak i przez jednostki wyjątkowo zamożne.

Getta luksusu doskonale widać na przykładzie gated communities. Pojęcie to, które można przetłumaczyć dosłownie jako wspólnoty za bramą, odnosi się w najprostszym rozumieniu do osiedli zamkniętych, otoczonych murami, czy siatkami, do których nie ma publicznego, nieograniczonego dostępu. Pojęcie gated community wyrosło na gruncie kultury amerykańskiej i w tym kraju można podzielić te osiedla na trzy grupy: osiedla związane ze stylem życia, z jakąś konkretną formą ekskluzywnej aktywności, na przykład gra w golfa (lifestyle gated communities ), takie przestrzenie, dzięki którym jednostki chcą się odizolować od reszty społeczeństwa i zaprezentować swój prestiż na podstawie wysokiego statusu majątkowego (prestiże gated communities) oraz takie, w których celem jest przede wszystkim zadbanie o bezpieczeństwo mieszkańców poprzez odgrodzenie ich i stworzenie grupy związanych ze sobą i znajomych sobie ludzi (security zone gated communities). W Polsce trudno jest spotkać zamknięte osiedla, które byłyby idealnym przykładem któregoś z tych typów. Można założyć, że amerykański termin gated community będzie odnosił się do osiedli strzeżonych za pomocą monitoringu bądź też zatrudnionego portiera, czy firmy ochroniarskiej, a dostęp do nich będzie ograniczony w sposób fizyczny przez zamkniętą furtkę, bramę, mur [3]. Do takich miejsc ograniczony dostęp ma inna osoba, niż mieszkaniec osiedla, ale także goście mieszkańców, którzy swój wjazd na teren osiedla będą musieli odpowiednio zaanonsować, gdyż wierzy się, iż takie zabiegi staną się lekiem na szerzącą się przestępczość, włamania, kradzieże, czy porwania dzieci. W konsekwencji tego nieustannego podsycania obaw o bezpieczeństwo, w miastach wyrywane są przestrzenie, które odgradza się i tworzy się z nich coś niedostępnego, coś prywatnego. Są to takie twory, powstające pomiędzy parkiem a boiskiem, które prowadzą do fragmentaryzacji i tworzenia między przestrzeniami publicznymi, przestrzeni prywatnych.

W opozycji, należy wspomnieć o gettach biedy, bo i tutaj mamy do czynienia z pewnego rodzaju fragmentaryzacją, czy też zagarnięciem przestrzeni miejskiej. Mieszkańcy gett biedy również zamykają się w hermetycznym środowisku, traktując wszystkich spoza ich wspólnoty jak nieprzyjaciół. Podobnie, jak w przypadku gett luksusu, pogłębia się tutaj proces społecznego wykluczenia. Niestety, w takich przypadkach może dochodzić do dziedziczenia tego wykluczenia, do dziedziczenia statusu społecznego [4]. Jednakże, trzeba pamiętać, iż getta biedy zazwyczaj nie są tworzone oddolnie, a raczej są narzucane. Można powiedzieć, iż tworzą się w skutek polityki władz miasta, które spychają jednostki o niskim statusie majątkowym w jedno miejsce, nie dając im tym samym, chociażby szansy na zauważenie, iż ich życie mogłoby wyglądać inaczej.

Nadrzeczna – getto biedy? [5]

Konin to średniej wielkości miasto w województwie wielkopolskim, zamieszkałe przez około 80 tysięcy mieszkańców. Generalnie, teren miasta można podzielić na dwie części: starą i nową, rozwijającą się prężnie po II wojnie światowej, kiedy to odkryto złoża węgla brunatnego.

To właśnie w tej starej części Konina, znajduje się ulica Nadrzeczna ciągnąca się nad rzeką Wartą. Odkąd tylko pamiętam, zarówno ta ulica, jak i przyległy do niej park im. Fryderyka Chopina, owiane są złą sławą. Nieustannie powtarzano, że jest tam wyjątkowo niebezpiecznie, nie warto się tam wybierać, a już zwłaszcza po zmroku.

Krajobraz północnej strony Nadrzecznej tworzą domki jednorodzinne, a tuż dalej ruiny dawnej bazy Miejskiego Zakładu Komunikacji oraz noclegownia i schronisko dla bezdomnych. Po południowej stronie pobudowano baraki i bloki, gdzie obecnie znajdują się mieszkania socjalne oraz komunalne. Jak już zostało wspomniane, nieopodal Nadrzecznej znajduje się park, natomiast naprzeciwko noclegowni, znajdują się domki komunalne oraz tak zwane „baraki dla powodzian” – są to małe budynki, które w różnych częściach kraju miały służyć jako zastępcze miejsca mieszkalne dla osób poszkodowanych podczas powodzi. Kiedy zostały sprowadzone do Konina, eksmitowano tam osoby o trudnej sytuacji materialnej.

Według mojej informatorki, od XIX wieku, na terenie południowej części Nadrzecznej znajdował się żydowski cmentarz, najpierw zdewastowany przez żołnierzy niemieckich podczas II wojny światowej, a następnie za czasów władz komunistycznych, zrównano teren, jednakże nie ekshumowano wcześniej zwłok. Gruzy z nagrobków oraz muru otaczającego cmentarz, miały posłużyć do budowy niektórych z domów w starej części miasta i ulicy położonej nieopodal. Opowieść ta krąży wśród starszych mieszkańców Nadrzecznej, którzy uważają, że to przez feralną lokalizację ich mieszkań, ciąży na nich klątwa biedy. Mówiono również, iż początkowo w PRL-u, planowano stworzenie w owej południowej części Nadrzecznej, enklawy bogactwa. Władze uważały, iż okoliczna rzeka oraz park są dobrym miejscem dla takiej dzielnicy. Dlaczego zaniechano budowy takiego osiedla, bądź też, dlaczego plany te nie powiodły się? Można spotkać się z dwoma hipotezami. Pierwsza jest taka, iż stara część Konina była wówczas licznie zamieszkana przez Romów i śmietanka ówczesnego miasta nie chciała zamieszkiwać w ich sąsiedztwie. Druga hipoteza zaś mówi o tym, iż miastu brakowało ówcześnie mieszkań socjalnych, dlatego też umieszczono na Nadrzecznej osoby finansowo niewydolne. Być może czynniki te nałożyły się, być może żaden z nich nie jest prawdziwy, gdyż tak naprawdę od początku nie planowano tam stworzenia swoistej dzielnicy dobrobytu.

Faktem jest jednak, iż od kilkudziesięciu lat, Nadrzeczna kojarzy się z gettem biedy, gdyż przez kilkadziesiąt lat, miasto „zsyłało” w te okolice osoby o niskich dochodach bądź bez żadnych dochodów. Dodatkowo, w opuszczonej bazie MZK, koczowali bezdomni, których z powodu nietrzeźwości, nie przyjęto do noclegowni. Pewnego razu, prawdopodobnie próbując się ogrzać, zaprószyli oni ogień i wywołali pożar budynku, z którego teraz pozostały już tylko ruiny, jednakże nadal można spotkać tam bezdomnych.

Licznymi grupami widocznymi na Nadrzecznej są również osoby z przeszłością kryminalną oraz młodzież (część pochodząca z rodzin dotkniętych patologiami ), która przez lata miała dostęp tylko do jednej świetlicy środowiskowej, teraz natomiast na tym terenie nie funkcjonuje żadna świetlica. Młode osoby, więc w wolnym czasie oraz wieczorami okupują lasek za barakami socjalnymi oraz park, który przez ich obecność uważany jest za niebezpieczny. Wśród opinie publicznej, szerokim echem odbił się również incydent z napadem na dostawcę pizzy. Niektóre z pizzerii wycofały swoją ofertę dowozu pizz właśnie na ulicę Nadrzeczną. Jeden z mieszkańców tej okolicy wyraził swój żal i głęboki sprzeciw takiej sytuacji za pomocą portalu społecznościowego [6]. Swoich przykrych słów nie skierował jednak do lokali gastronomicznych, a właśnie do lokatorów Nadrzecznej.

Kilka lat temu, miała miejsce inicjatywa społeczna o znacznie szerszym, niż tylko facebookowym, zasięgu. Część mieszkańców Nadrzecznej zaproponowało zmianę nazwy ulicy, argumentując swoją propozycję tym, iż są oni dyskryminowani w życiu społecznym i zawodowym, właśnie przez swoje miejsce zamieszkania [7]. Jako przykłady podawano trudności ze znalezieniem kupca na mieszkanie, czy pracy, ale również złe traktowanie dzieci w szkołach. Nazwa ulicy nie została zmieniona po dzień dzisiejszy. Jednak, od kilku ostatnich lat, widoczny staje się proces przemieszczanie osób nie radzących sobie finansowo w inne części miasta, przez co Nadrzeczna powoli przestaje być miejscem, które można by kojarzyć tylko z ubóstwem i patologicznymi zachowaniami.

Nadrzeczna w kontekście opozycji swój-obcy

W takim środowisku, jak Nadrzeczna, nie trudno jest zauważyć rysujące się opozycje swojego i obcego, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi osób popierających projekt zmiany nazwy ulicy. Wśród tych wypowiedzi, można zauważyć pewną powtarzalność: „nie wszyscy są tacy”, „ulica łobuzów”, „my porządni”, „gorsi ludzie”. Również „pizzowy protestant” mówi o sobie, że mieszka w części „dalekiej od slumsów”, a także rzuca niecenzuralnymi epitetami pod adresem właśnie owych złodziejów pizzy. Jak widać, zarysowuje się tutaj opozycja osób nazywanych „łobuzami” i osób, którzy nie są „tacy”. Tacy, czyli jacy? Prawdopodobnie ci, którzy mają problemy z prawem albo alkoholem, choć być może wrzuca się z nimi do jednego worka osoby o nieposzlakowanej opinii, ale mające trudną sytuację materialną. W ten sposób mamy „nas”, czyli mieszkańców domków jednorodzinnych, czyli tej części Nadrzecznej, która nie została zbudowana przez władze miejskie oraz „ich”, którzy zamieszkują przygotowane przez miasto mieszkania komunale oraz socjalne. W takim rozróżnieniu, obcymi stają się osoby zamieszkujące tę samą ulicę, jednakże nie są to obcy bliscy, których traktujemy na równi, a obcy poddani (według podziału Ewy Nowickiej), którzy widziani są jako gorszy gatunek człowieka [8]. Z takiego wrogo – pogardliwego stosunku do obcego nie mogą narodzić się inne postawy, jak tylko niezrozumienie i agresja, objawiające się po obu stronach barykady.

Dlaczego jednak postrzegamy osoby tej samej narodowości, zamieszkujące w tym samym mieście, ba, na tej samej ulicy, jako obcych, których nie potrafimy znieść? Z odpowiedzią spieszą nam brytyjska antropolożka kultury Mary Douglas oraz polski socjolog Zygmunt Barman.

Mary Douglas, w swoim dziele „Czystość i zmaza”, mówi nam, iż europejska koncepcja brudu, opierająca się na dbałości o higienę i konwenansach, nie ma nic wspólnego z pierwotnym postrzeganiem brudu; z postrzeganiem brudu sprzed rozwoju medycyny i pojęć medycznych [9]. Obdzierając koncepcje brudu z przymiotu, jakim jest higieniczność, powstaje definicje brudu, jako czegoś nie na swoim miejscu. Douglas pisze, że brud nigdy nie jest samodzielnym, wyizolowanym zjawiskiem. Staje się on rzeczą, którą odrzucamy poza nasz codziennym system klasyfikacyjny.

Zygmunt Barman natomiast, korzystając z takiego rozumienia nieczystości, jaki wprowadziła Douglas, tworzy koncepcją obcego jako brudu, mówiąc, iż przez samą swoją obecność kwestionują oni zaprowadzony ład, gdyż nie da się ich podciągnąć do żadnej kategorii. Są nieprzewidywalnym i nierozpoznawalnym Trzecim [10]. Nie są ani bliscy, a nie dalecy, nie są ani nami, ani nimi, z całą pewnością nie są przyjaciółmi, ale nie są tez wrogami, gdyż wrogowie mają swoje miejsce i zadanie w ładzie. Kim więc są obcy? Obcy są wcieleniem symbolicznego brudu, dla którego nie przewidziano miejsca i który nie jest składnikiem pożądanym przez system oparty na klasyfikacjach i ładzie.

Dalej, Barman szuka wyjścia z takiej sytuacji i najlepszym uznaje rozwiązanie polegające na przywróceniu dawnej czystości podtrzymującej ład naszego systemu. Próbujemy odesłać obcych tam, skąd przyszli, jeśli nie perswazją, to uprzykrzaniem życia, a jeśli to nie pomoże, staramy się stworzyć im miejsca, w którym nie kuliby w oczy. Barman zauważa, iż we współczesnych miastach, takim rozwiązaniem staje się segregacja przestrzenna, polegająca na „zamykaniu się” zarówno w gettach luksusu, jak i biedy.

Odnoszę wrażenie, iż właśnie z taką formą segregacji przestrzennej mamy do czynienia w przypadku konińskiej ulicy Nadrzecznej. Przez lata oddalano tam osoby, które postrzegane były przez pryzmat swojego statusu majątkowego lub też przestępczych skłonności, tworząc w ten sposób dzielnicę ubóstwa i przestępczości. Równolegle do tego procesu, w świadomości mieszkańców Konina, powstawała zła sława tej dzielnicy, która już teraz żyje swoim życiem i nadal jest obecna, bez względu na fakt przesiedlania lokatorów Nadrzecznej w inne obszary miasta. Zapewne, tak mocno zakotwiczone przekonanie o niebezpieczeństwie czyhającym na nas na każdym kroku, jeszcze długo będzie się utrzymywać wśród społeczności miejskiej.

Należy również zauważyć, iż proces tego przesiedlania ma swój nieprzypadkowy kierunek, bowiem osoby te nie są lokowane w dzielnicach Konina uważane za czyste, spokojne i atrakcyjne dla deweloperów. Wręcz przeciwnie, nadal wybiera się takie okolice, które znajdują się na (lub nawet poza) administracyjnych granicach Konina.

Rozwiązanie problemu miejsc, takich jak Nadrzeczna, czy też inne getta biedy, nigdy nie jest prostym zadaniem. Zastanawiam się jednak, czy proces przesiedlania i tworzenia w ten sposób nowych enklaw, nawet, jeśli na mniejszą skalę, jest jakimkolwiek wyjściem, czy tylko próbą na rozładowanie pogarszających się nastrojów społecznych. Być może proces, który miałby spowodować zmianę na lepsze, powinien rozpocząć się od aktywizacji mieszkańców, pokazania młodzieży kreatywnych i alternatywnych sposobów spędzania wolnego czasu, próby włączenia ich do społeczności, do „naszych”. Trudno jednocześnie nie dostrzegać głosów osób, którym Nadrzeczna wpisana w dowód osobisty przeszkadza w znalezieniu pracy, bowiem jest to rodzaj goffmanowskiego piętna. Jednakże piętno to nosi również druga strona. – piętno biedy, czy też piętno dziedziczenia biedy. Może właśnie ten wspólny czynnik powinien połączyć mieszkańców ulicy, południową stronę z północną, by Nadrzeczna za kilka pokoleń stała się miejscem nie tylko atrakcyjnym, ale i kojarzącym się tylko pozytywnie.

[1] http://www.studreg.uw.edu.pl/pdf/2008_3_dymnicka.pdf [dostęp online: 14 XII 2013]
[2] Pirveli Marika, Rykiel Zbigniew, Getto a nowoczesność, w: Bohdan Jałowiecki, Wojciech Łukowski (red.), Gettoizacja polskiej przestrzeni miejskiej, Warszawa 2007.
[3] Gądecki Jacek, „Za murami” – krytyczna analiza dyskursu na temat osiedli typu gated communities w Polsce, w: Bohdan Jałowiecki, Wojciech Łukowski (red.), Gettoizacja polskiej przestrzeni miejskiej, Warszawa 2007.
[4] Jałowiecki Bohdan, Fragmentaryzacja i prywatyzacja przestrzeni, w: Bohdan Jałowiecki, Wojciech Łukowski (red.), Gettoizacja polskiej przestrzeni miejskiej, Warszawa 2007.
[5] Informacje dotyczące ulicy Nadrzecznej, jej historii oraz jej mieszkańców uzyskałam od kuratora sądowego, mającego przez kilkanaście lat pod swoją opieką ulicę Nadrzeczną.
[6] https://www.facebook.com/Hejted.Konin/posts/137504803108658 [dostęp online: 14 XII 2013]
[7] http://www.lm.pl/aktualnosci/informacja/44023/Nadrzeczna-do-zmiany/50 [dostęp online: 14 XII 2013]
[8] Nowicka Ewa, Swojskość i obcość jako kategorie socjologicznej analizy, w: Ewa Nowicka (red.), Swoi i obcy, Warszawa 1990.
[9] Douglas Mary, Czystość i zmaza, Warszawa 2007.
[10] Bauman Zygmunt, Obcy, w: tenże, Socjologia, Poznań 2004.

źródło: https://teoriakulturyumk.wordpress.com/2013/12/14/nadrzeczna/