O tym, w jaki sposób Premier RP koniński zabytek zapamiętał. O naszym najcenniejszy zabytku można prawić w różnoraki sposób. Wypada w sposób naukowy, jak uczynili to Tomasz Płóciennik, Michał Gruszczyński oraz Jerzy Łojko autorzy monografii pt. „Koniński Słup Drogowy”.

Można i przytaczać krotochwile, że dla wielbicieli restauracyjnych biesiad słup świadczył o połowie drogi pomiędzy gospodami Zaciszem oraz Europą. Podobnie zdało się przypomnieć, że dla osobników w krótkich majteczkach podłużne żłobienia w piaskowcu słały się śladami po ostrzeniu mieczy przez zbrojnych.

Jednakże najbardziej mnie zadziwiło określenie zabytku przez Sławoja Składkowskiego – Prezesa Rady Ministrów II Rzeczypospolitej w latach 1936- 39. Na dwa lata przed jego śmiercią wspomnienia pt. „Znak drogowy” wydrukowano 10 kwietnia 1960 roku na łamach ukazującego się w Londynie „Tygodnika Wiadomości”.

W artykule Sławoj Składkowski opowiada:

„Jedziemy prosto na zachód wzdłuż łagodnej, słonecznie- szmaragdowej rzeki Warty. Minęliśmy już długie mosty i szeroko usypane groble na zalewach rzecznych obok świecących bielą domostw miasta Koła. Szosa przeskoczyła teraz na obrosły wierzbami lewy brzeg i raźno wznosi się szczytami łagodnych wzgórz w kierunku Konina. ”

Podczas podróży przez miasto, przed kościołem dochodzi do awarii

„….z hukiem pęka opona przedniego koła…”

„ … wysiadamy z samochodu by naprawić szkodę i przy okazji obejrzeć kościół otoczony drzemiącymi drzewami i wysokim uwiecznionym dachówką grubym ceglanym murem …”

Autor we wspomnieniach nie podaje daty dwukrotnego „spotkania” ze Znakiem Drogowym. W zamian napisał ”

…. Po dwóch dniach objazdu powiatów kaliskiego oraz tureckiego, z których byłem posłem w parną gorącą noc przyjeżdżaliśmy z powrotem do Konina.

W zapisach „Roczników Kaliskich” doczytałem, że 7 sierpnia 1927 roku Sławoj Składkowski przecinał wstęgę nowo otwartej drogi pomiędzy Kaliszem a Poznaniem. Zatem z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że to w sierpniu 1927 roku zdarzyła się w Koninie przygoda z kołem.

Od „spotkania” mija trzydzieści trzy lata, stąd nieścisłości mogą zarówno wynikać z upływu czasu, podobnie i znamion romantyka. Mimowolnym świadkiem awarii samochodowego koła stał się dawny kościelny i to on celem pokazania zabytku zaprosił do wizyty na byłym cmentarzu.

Wspominający słowa zakrystiana przywołuje w następujący sposób :

„… Uczeni, co przyjeżdżali z Warszawy mówili, że jest to posąg jeszcze pogańskiego boga- światowida, ale ksiądz kanonik myślał, że jest to stary znak drogowy ustawiony na trakcie pomiędzy Kołem, a Koninem….” We wspomnieniach Składkowski napisał ”

…Po zarosłych trawą kamiennych schodkach weszliśmy na czysto utrzymany kościelny cmentarz. Obok bielonego muru stał oblany słońcem wbity w ziemię wysokości człowieka granitowy słup. Otaczała go kępa wysoko rosłej trawy, z której w ciszy skwarnego popołudnia szło nawoływanie koników polnych…”

W dalszej części artykułu Składkowski opowiedział: „… Przez niedużą zakrystię wprowadził nas do pięknie utrzymanego barokowego kościoła. Mrucząc coś głośno, a co najważniejsze rozsądnie wskazał kilka obrazów i starych nagrobków. Po skwarze słonecznym na cmentarzu, tu w kościele panował miły chłód i urzekająca cisza. Tylko w konarach sąsiedniej lipy wróble odprawiały swój wiec, a śmigłe jaskółki przez otwarte do połowy szerokie okna raz po raz przelatywały przez środek kościoła.

Po starannym obejściu wnętrza wyprowadził nas zakrystian wielkimi drzwiami na cmentarz prosto do znaku drogowego Światowida…

” Pomijając nieścisłości we wspomnieniach odnośnie napisu na „znaku drogowym” retrospekcje pozwalają skwitować, że oprócz zatarcia szczegółów podczas pobytu w mieście nad Wartą, autora poniosła wizja romantyka, a w podsumowaniu wspomnień pojawia się tęsknota za krajem? Z tak prozaicznych powodów, zobaczymy kamienne schodki, prowadzące na były cmentarz, koniki polne, jaskółki fruwające w kościele, wszechobecną biel, podobnie pokryty dachówką dawny muru obronny.W retrospekcji Premiera niczym akcent sielskiego krajobrazu pojawi się drewniany dom stojący nieopodal kościoła, pelargonie w oknach, czerwone sztachety z płotu okalającego ogródek.

Dzięki poetyckiemu opisowi poznamy córkę kościelnego – Helę „….Nałożyła ją szybko przez głowę, wznosząc ku niebu parę toczonych ramion jakby skarżących się na męską namolność. Chwilę poprawiała niesforne włosy, po czym uśmiechnęła się i łaskawiej skierowała jasne reflektory chabrowych oczu na nasze mile zaskoczone….”

Znawcy historii naszego grodu doskonale się orientują, że w pobliżu kościoła „farnego” w 1927 roku nie było drewnianego domku z ogródkiem, bowiem w tym miejscu Konin był już „murowanym”.

Jednakże opis miejsca, postacie, „nieprecyzyjne” wspomnienia, są świadectwem dużej wrażliwości , oraz tęsknoty za krajem ich autora:

„…. Dziś duszą wygnańca targa pytanie: Gdzie jest obecnie światowid znad Warty? Czy żyje urocza Helcia ze swym ponurym mężem? Czy wnusia krzykliwa śpiewa w chórze konińskiego kościoła?

” Odnośnie miejsca odpowiem: nadal stoi w tym samym miejscu i tuszę, że jeszcze stać będzie przez wieki. Czy żyje „urocza Helcia”?

Powodem upływu czasu zapewnie nie jest już obecna na tym łez padole. Natomiast, czy „wnusia krzykliwa” śpiewała w kościelnym chórze: – na to pytanie odpowiem- nie wiem!!!

Jedno jest pewne, że jestem wdzięczny Premierowi podwójnie. W pierwszym wypadku za „sławojki”, a w drugim, że nie popełnię profanacji, a raczej wpiszę się w anegdotyczną formę, mówiąc o Konińskim Znaku Drogowym- światowid.

Tadeusz Kowalczykiewicz