Jestem pomny, że „historia” Konina, to nie tylko budynki, zapisy, ale także proza dnia codziennego…niekiedy śmieszna, a innym razem tragiczna, jednakże dopiero całość stanowi przyczynek do gawędy o mieście. Wiele z wspomnień zachowujemy na całe życie, a o wielu zapominamy. Są również i takie, które wraz z upływem czasu często ubarwiane, przekazywane są w postaci anegdot. Spośród wielu związanych z Koninem, wybrałem trzy z różnego okresu i o różnym wydźwięku.

***

Latem 1949 roku funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa jadąc patrolowym „gazikiem” dostrzegli zajętego kośbą na ziemiach kościelnych proboszcza parafii św. Wojciecha w Morzysławiu. Zatrzymali samochód i z udawaną troską użalali się nad trudem żniwiarza: To już nie stać księdza do żniw wynająć sobie parobka. Ksiądz słynący z trafnych ripost odpowiedział: Dzięki Bogu może i by było stać, ale cóż począć, kiedy wszyscy parobcy znaleźli zatrudnienie w UB!

***

W czasach, gdy kierownictwo przedsiębiorstwa budowlanego miało „uprawnienia boga”, w jednym z mieszkań na Heimacie przeprowadzano gruntowny remont. Ponieważ budowlańcy prace rozciągnęli w nieskończoność, lokator najpierw prośbą, następnie groźbą, ostrzegał, że o całej sprawie poskarży się „Józiowi”. Ówcześni władcy „rajberki” i „kielni” z uśmiechem na ustach przyjmowali żale, pewni, że jakiś „Józio” to im może … Rezon utracili pewnego poranka, gdy stojący na baczność dyrektor, wypowiadał do słuchawki telefonicznej słowa: Tak jest! Oczywiście! Zapewniam Panie Premierze, że w tym tygodniu dokończymy remont. Tego samego dnia na placu budowy zjawili się wszyscy pracownicy firmy. Okazało się, że za owym „Józiem” kryła się postać Józefa Cyrankiewicza- ówczesnego premiera Rządu Polskiego, który w czasie okupacji dzielił pryczę w Awuschwitz z naszym bohaterem.

***

Był taki czas, gdy zabawy organizowane w remizach okolicznych wsi były atrakcją dla mieszkańców Konina. Na jednej z nich owiani miejskim sznytem oraz szarmanckością wobec dam młodzieńcy nie znaleźli uznania wśród miejscowych osiłków. Nadciągającej wymianie kuksańców skutecznie zapobiegli członkowie OSP. Minął tydzień i jak każdego niedzielnego wieczoru konińska młodzież grupowała się na placu Wolności przed „gablotą” propagującą repertuar kina Górnik. Zaangażowani w ubiegło tygodniowe przepychanki pośród tłumu udającego się na seans filmowy rozpoznali mieszkańca wsi – uczestnika niedoszłej bójki. Judząc swojego kolegę mówili: Piotrek, jesteś u siebie! Pokaż, kto tu rządzi! Niewiele myślący Piotr miast do słownego, w czym był perfekcyjny, przystąpił do fizycznego wyrównania krzywd. Zarówno spryt i siła stała po stronie mieszkańca wsi i ten bez wysiłku położył Piotra na łopatki. Koledzy widząc nieporadność przyjaciela rozdzielili walczących. Jeden z nich podnosząc Piotra z ziemi rozsądził: No cóż, przegrałeś, teraz wypada postawić przeciwnikowi i nam po piwie. Piotr z właściwą dla siebie swadą odpowiedział: Po piwie oczywiście postawię. Ale czy jesteś pewien, że to ja przegrałem? Ty chyba nie doceniłeś jak pracowałem nogami w parterze! Spór zakończył się w znajdującej się tuż obok kawiarni „Koliber”.

Tadeusz Kowalczykiewicz