Zanim o ekologii sprzed półtora wieku opowiemy, koniecznym jest zapoznanie się z produkcją ówczesnych świec. W skrócie można powiedzieć – świeca to rodzaj źródła światła, a jej historia sięga starożytności. Najwcześniej produkowano świece łojowe, kolejno w 1825 roku pojawiły się stearynowe, a w 1860 parafinowe. Każdy z nas ma odnośnie świec bardzo rozległe wspomnienia. Jedni sięgając głęboko w przeszłość odnajdą obraz palącej się świecy na świątecznej choince. Inni wspomną migoczący płomień na grobach w dniu Święta Zmarłych. Kolejni z wypiekami na twarzy opowiedzą o romantycznych kolacjach przy świecach. Jeszcze inni to źródło światła powiążą z obrządami religijnymi między innymi świętem Matki Boskiej Gromnicznej, Chanuki, chrztem, czy pierwszą komunią.

Zatrzymajmy się przy wówczas najtańszych świecach łojowych – stąd dostępnych dla szerszej warstwy społeczeństwa. Żeby łój doprowadzić do konsystencji dającej uformować się w świecę trzeba było go przetopić i tu pojawia się ciekawe słowo: szmalcować, smalcować, smelcować, szmelcować. Nie muszę przypominać, że łój pozyskiwano z zabitych, czy też zdechłych zwierząt, a zmiana w procesie przetapiania wyzwalała niezbyt przyjemny zapach – wręcz odór, o groźbie pożaru nie wspomnę.

W tym momencie zajrzyjmy do źródeł historycznych, bowiem w wyniku lustracji Konina, 14 września 1852 roku do Naczelnika Powiatu wpłynęło pismo od Rządu Gubernialnego w Warszawie – Wydział Policyjny. W piśmie stwierdzono, iż: „… zapatrzywszy się na § 35 instrukcji obejmującej zbiór przepisów administracyi i policyi Budowniczej przez Komisyję Województwa Mazowieckiego 27 kwietnia 1822 ogłoszonych usunięcie fabryk stanowi:

1 Szmalcownie łoju Łagodzińskiego pod numerem 127 ulicy Żydowskiej.

2 Garbarnię Mordki Majerowicza pod numerem 154 przy ulicy Piasecznej.

3 Garbarnię Borucka Szajniegicka pod numerem 155 przy ulicy Piasecznej.

4 Garbarnię Herca Kaliskiego pod numerem 170 w rynku położonej.

O ile wymienione garbarnie miały w sposób natychmiastowy zniknąć z krajobrazu miasta, to fabrykę świec i mydła Łagodzinskiego poddano szczególnym obostrzeniom wyjaśniając: „… ponieważ ta ze znacznym nakładem finansowym właściciela od przeszło 20 lat wzniesiona, gdy podobne tego typu zakłady 10 października 1826 r. pod nr. 18476 Rada Administracyjna nawet w Warszawie pozostawić dozwoliła, lecz pod żadnym względem topienie łoju świecowego miejsca nie miało i jedynie tylko już z wytopionego świece i mydło robione były – przy zastosowaniu wszelkich czystości…”

Komisja zobowiązała Naczelnika Powiatu do nadzoru, by wszelkie „ …szmelcowanie odbywało się z dala od mieszkań ludzkich….”, a nieczystości i płyny zgodnie z instrukcją i nadzorem „Policyi” przechowywano w „naczyniach zamkniętych”, a nie „wylewano do rynsztoku”. W wypadku niezastosowania się do poleceń zobowiązuje „nadzór policyi do zamknięcia oraz egzekucji kar w czasie 30 dni…” Rozporządzenie podpisał Gubernator Cywilny Radca tajny Łaszczyński.

Cesarz Wespazjan opodatkowując szalety powiedział: pecunia non olet – pieniądze nie śmierdzą. Wspominając o ówczesnym nadzorze nie tylko ekologicznym, ale również pod względami przeciwpożarowymi w Koninie wypadałoby opowiedzieć o Płocku, gdzie producent świec i mydła Maltz od wielu lat prowadził spór o możliwość szmelcowania łoju w mieście. Komisja wydała dość osobliwe postanowienie: „…szmelcowanie ma się odbywać tylko nocą…” Jak z powyższego wynika: w dzień perfumy, a w nocy… a w nocy, to się śpi, a nie wącha…

Jak wynika poleceń rządowych „szmelcownia łoju” z terenu miasta Konina zniknęła, by niczym chimera po II Wojnie Światowej znów się pojawić, lecz tym razem pod szyldem „Konińskich Zakładów Przemysłu Tłuszczowego”. Otóż w budynku po dawnym młynie Leszczyńskiego zaczęto przetapiać tłuszcz zwierzęcy przywożony między innymi z Bacutilu w Golinie. Pominę urok „zapachów” rozciągających się po całym Garncarskim Przedmieściu, ekologiczne rozlewiska odpadów wylewanych na pobliskie błonia, a powrócę do pożaru z lipca 1963 roku, bowiem wówczas ogień zagroził całemu kwartałowi miasta. Czynny tuż obok młyn, stąd możliwość wybuchu pyłu mącznego, podobnie spirytusu w kadziach z pobliskiej rektyfikacji mogły spowodować nieodwracalne szkody dla Konina. Na szczęście dzięki ofiarności strażaków z całego woj. poznańskiego nie doszło do tragedii.

Nie trzeba szerokiej wyobraźni, gdyby pożar pojawił się garbarniach, czy szmelcowni łoju znajdujących się w centrum miasta półtora wieku temu. Drewniana oraz ciasna zabudowa… szkoda mówić…, choć można wyciągnąć wniosek, że ówczesna dbałość o ekologię miasto od katastrofy ocaliła.

Tadeusz Kowalczykiewicz