Cała ekipa przed blokiem, nikt nie siedział w wirtualnym świecie, bo go nie było, od rana do wieczora przed blokiem, nie było domofonów, więc wszyscy krzyczeli pod oknem imię kumpla, często wyglądał któryś z jego rodziców „czego się drzecie”, „psze Pani, czy Waldek wyjdzie na dwór”?
Siedziało się na zimnych schodach, często mijał nas ktoś z dorosłych i ostrzegał, jak tak bedziecie siedzieć na betonie, to „wilka” dostaniecie…
Zrzutka z kumplami na dwie oranżady do wypicia w pięciu, a jak kasy nie było to ktoś leciał po litrowy słoik kranówki.
Było biednie, ale myślę, że ma nam czego zazdrościć pokolenie z wypasionymi smartfonami…
Konin w obiektywie Ryszarda Fórmanka