Kilka słow o Witoldzie Friemannie Często w życiorysach i to z różnych powodów znajdujemy tylko „suche” informacje. Dowiadujemy się z nich, że ktoś się urodził, żył, pracował, tworzył….

Jak wszystkim lub prawie wszystkim jest wiadomo 22 marca 2017 roku minęła czterdziesta rocznica śmierci urodzonego w Koninie wielkiego kompozytora – Witolda Friemanna. Daty związane z Jego życiem, dorobek artystyczny przy obecnej technice bez problemu spotkamy w wielu opracowaniach, dziś jako uzupełnienie pozwolę sobie zacytować informacje zamieszczone na łamach „Głosu Konińskiego” z połowy lipca 1934 roku.

Ileż ciepła odnośnie syna tego miasta, oraz wiadomości o panującej wówczas atmosferze, ale i krajobrazie przedwojennego Konina zawiera ten poetycki opis:

Pamięta każdy z dojrzalszych(passons la dessuos) tubylców Konina małego chłopczyka, prowadzonego przez pochyloną starszą panią w czerni. Spotykało ich się wszędzie, gdzie Konin posiadł choć trochę zieleni; na cmentarzu koło fary, w parku. Który był ongi słaba zapowiedzią terenu miejskiego, a dokąd udając się trzeba było przebywać „Saharę”, aby wreszcie odsapnąć w cieniu sosen. Wreszcie w ogrodzie Kucharskiego, gdzie dziś tow. Rolnicze ma swoją siedzibę opodal i ogrodzie klasztornym. Zastanawiała nas dzieci zawsze zadumana twarzyczka chłopczyka w obramowaniu ślicznych jasnych loków, spadających na ramiona. Kapelusz bige, wyglądał na nim trochę śmiesznie, jakby miał zaraz sfrunąć i jakby się wstydził, że nakrywa takie bogactwo.

Czarna pani z chłopczykiem szła zawsze milcząco, nikt nigdy nie słyszał, aby ze sobą rozmawiali. Wnuk babka. Ten oto chłopczyk to dzisiejszy pianista i kompozytor Witold Friemann, autor pieśni preludiów i innych. Jego to właśnie mogliśmy w zeszłym tygodniu podziwiać w Polskiem Radjo. Jakże miło nam było znów zetknąć się z jego talentem.

Przed wojną pod naszą nieobecność w Koninie( 16 letnia Odyssea po świecie!) koncertował W. Friemann z dużem powodzeniem w naszym grodzie, dowód, że nie zapomniał o mieście gdzie działał jego ojciec(sędzia hypoteczny) i gdzie stała jego kolebka(b. dom Sandra w Rynku). Pamiętamy z jakiem nabożeństwem braliśmy do ręki i przegrywaliśmy manuskrypty jego utworów w Kijowie opasła syfonja i inne pokazywane nam ze świentem namaszczeniem przez jego matkę.

Był W. Friemann na ówczas w głębi Rosji, gdzie przeżył cały przewrót bolszewicki. Odbija też się na jego dziełach wpływ Skriabina i Prokopjewa obok Chopina, Debuss’yego i Rafela. W. Friemann studiował muzykę zagranicą( w Berlinie o ile nas pamięć nie myli) Starszy brat Jego p. pułk. art. Wojsk Ros. zginął śmiercią żołnierza w jeziorach Mazurskich podczas ofensywy gen. Samsonowa.

Takim był kiedyś wesołym brunecikiem psotnym uczniakiem w mundurku . Paxlibi. Już na ówczas mówiono o małem Witoldzie Ferimannie, że ma słuch absolutny.

Babka Jego pierwsza nauczycielka muzyki i ojciec byli bardzo muzykalni, niestety , jako dziś nie żyjący, cieszyć się nie mogą jego muzycznymi sukcesami. Powróciły do Polski tylko matka i siostra kompozytora. Jakże milo musi być naszemu miastu , że ma takiego ambasadora muzycznego w kraju. Jak wiadomo Witold Friemann zajmuje od kilku lat zaszczytne stanowisko dyrektora konserwatorium w Katowicach, skąd jak pamiętamy przywiózł wraz z przemówieniem m. inn. na jubileusz Filcharmonji Warszawskiej przed dwoma laty śląskie pozdrowienie „Niech Wom Pan Bócek dopomoże” Życzymy Mu to także w dalszej Jego muzycznej działalności z rodzinnego, nie bardzo podłego grodu nad Wartą…

Prawda że opis chwyta za serce?

Witold Friemann został pochowany w Warszawie w grobowcu Lelewelów – rodziny jego żony, natomiast jego ojciec spoczywa na Cmentarzu Ewangelickim w Koninie. Przed laty, gdy gromadziłem informacje o spoczywających na konińskiej nekropolii w wyjaśnieniu pomocnym okazał się zamieszkały w Warszawie p. Adam Mrygoń.

Obecnie pozwolę sobie przytoczyć Jego słowa: „…Z mogiłą ojca Friemanna było tak: Podczas którejś wizyty w Laskach,(ostatnie miejsce zamieszkania W. Friemanna- dopisek mój) gdzieś ok. roku 1975 w rozmowie wyszło na jaw, że jesteśmy krajanami. Nie do końca, bo ja tylko mieszkałem kilka lat w Koninie. Witold Friemann zwrócił się do mnie i do mojej żony Ewy z prośbą, aby przy kolejnym pobycie w Koninie spróbować odnaleźć grób jego ojca na cmentarzu ewangelickim przy ulicy Kolskiej.

Opisał mniej więcej miejsce i płytę nagrobną i po jakimś czasie podczas pobytu w Koninie, po niedługich nawet poszukiwaniach znaleźliśmy zapadniętą z jednej strony mogiłkę z niedużą płytą, chyba z piaskowca lub kamienia, mocno zaniedbaną, ale z napisem do odczytania po oczyszczeniu z mchu i ziemi.

Cały napis na płycie spisaliśmy i przy następnej wizycie w Laskach Witold Friemann potwierdził jej autentyczność. Odtąd na jego prośbę przy każdej okazji zapalaliśmy na grobie lampkę i tak było przez wiele lat…” Ps. Dzięki staraniom członków Towarzystwa Przyjaciół Konina grób ojca Witolada Friemanna nie wygląda obecnie jak z opisu Pana Adama.

Przechodniu, gdy zawędrujesz na cmentarz ewangelicki przy ul. Kolskiej lub staniesz przed konińskim ratuszem, a do Twoich uszu dobiegnie hejnał…, to wspomnij, że skomponował go Syn tego, co na wieki w konińskiej ziemi spoczywa.

Tadeusz Kowalczykiewicz

https://culture.pl/pl/tworca/witold-friemann