Znikanie czegoś, co stanowiło nierozłączny krajobraz miasta Konina zawsze wywołuje we mnie smutek. Niedawno przejeżdżając ulicą Dąbrowskiego wzrokiem, podobnie wspomnieniem pożegnałem rozbieraną budowlę…, lecz o tym za chwilę.

Najpierw powróćmy do lat Konina z początku XX wieku. Wówczas przy ulicy Dąbrowskiego – czytaj ”Garncarskim Przedmieściu” pobudowano dwa młyny. Jeden z nich stanowił własność Izzaka Leszczyńskiego, a drugi należał do rodziny Kowalskich.

Właśnie młyn będący przed laty własnością rodziny Kowalskich już na zawsze odpłynął z krajobrazu miasta, a pozostał jeszcze budynek po młynie Leszczyńskiego. Do obydwu zakładów – po przez dwie bramy przypisane do numerów 4 oraz 6 prowadził wjazd od strony ul. Dąbrowskiego.

Jednakże do młyna oraz olejarni Leszczyńskiego równie dobrze można było dojechać przez wąski „przesmyk” pomiędzy domami od strony ul. 3 go Maja(obecnie miejsce jest zabudowane).

Właściciele obydwu młynów czując koniunkturę oraz pragnąc zwiększyć wydajność swoich młynów stosowali w nich swoiste nowinki techniczne. Między innymi za napęd walców, … etc… etc… służyły silniki jednotłokowe o mocy 90, oraz 136 kW., do których paliwo stanowił wytwarzany na miejscu gaz drzewny, oraz koksowy(sic).

Niestety podobnie wówczas, jak i dziś niecność ludzi różnych form się chwyta, stąd dla Izzaka Leszczyńskiego modernizacja największego młyna w mieście skończyła się tragicznie. Właściciele okolicznych wiatraków czując zagrożenie dla swoich interesów namówili oraz opłacili mordercę właściciela młyna.

Młyn – patrz Kowalskiego z pozytywnym skutkiem funkcjonował do początku lat osiemdziesiątych. Po zabudowaniach olejarni oraz młynie należącego do rodziny Leszczyńskich pozostał już tylko budynek oparty o wschodnie rubieże błoń.

Obecnie przyszło nam tylko opowiadać o frontowych zabudowaniach przy ul. Dąbrowskiego oraz pomieszczeniach w których jeszcze do połowy lat sześćdziesiątych tłoczono olej oparty o ziarna rzepaku, słonecznika, czy maku. Wielu wspartych wiekiem przypomni sobie smak makuchu będącego dla ówczesnych dzieci wielkim przysmakiem.

Podczas wojny wraz z wypędzeniem Żydów z Konina własność rodziny Leszczyńskich zagrabiono. Urządzenia z młyna wywieziono, a resztę zabudowań wraz z gruntami przyłączono do młyna Kowalskiego zarządzanego przez treuhăndera E. Thominga. Po 1945 roku olejarnia- podobnie jak młyn zostały upaństwowione.

Czas działania olejarni wręcz wypada podzielić na dwa etapy. Pierwszy, to okres gdy jak wspomniałem wcześniej z nasion rzepaku, słonecznika lub maku za pomocą metalowego cylindra tłoczono olej …. Drugi przypada na początek lat pięćdziesiątych, gdy budynek młyna Leszczyńskiego przystosowano do potrzeb nieco innej „produkcji” niż tłoczenie oleju. Wówczas ziarno zbóż przestało być głównym składnikiem, a zastąpił je przywożony w beczkach z Goliny tłuszcz zwierzęcy.

Pozostałe odpady poprodukcyjne wylewano na znajdujące się tuż obok błonie.

Zapewniam, że pomimo iż rafinowany tłuszcz stawał się bazą dla zakładów kosmetycznych, to jego początkowy „aromat” stał zgoła odmienny od woni wszelakich pomadek, toników, kremów, balsamów etc… etc.

Brak odpowiedniej technologii powodował, iż unoszący się odór dla mieszkańców z tej części miasta stawał się bardzo uciążliwym. Podobnie składowane odpady podczas wylewów niesforna rzeka roznosiła po okolicznych błoniach oraz ogrodach.

Przed laty Wespazjan opodatkowując rzymskie ubikacje oburzenie rzymian skwitował słowami: pecunia non olet. Co ma wspólnego owo powiedzenie z naszą „olejarnią”?

Otóż zakład przynosił spore dywidendy wpłacane na rzecz miasta, lecz aromaty będące więcej niż uciążliwe stały się powodem, że go zamknięto. Nie mnie dyskutować, co by było, gdyby …filtry, technologia…

W tle czai się niepokój, że zakłady, zakładziki, tak wszechobecne w Koninie moich przodków, oraz niżej podpisanego w sposób bezpowrotny znikają w sposób wręcz odwrotny do rośnięcia grzybów po deszczu. Jednego jestem pewien, że pieniądze -rzymskiego cesarza, podobnie i pracujących w owych zakładach nie drażniły nosa.

Być może w miejscu właśnie rozebranego młyna Kowalskiego oraz zabudowaniach Leszczyńskiego powstanie coś „piękniejszego” „lepszego”, stąd znów pojawi się uśmiech oraz nadzieja na twarzach mieszkańców Konina!?

Mając na to płonną nadzieję pozwolę sobie przypomnieć nieco anegdotyczne wydarzenie. Bez wymieniania nazwisk pracowników obsługujących dawny młyn Kowalskiego po 1945 roku dodam, że z okazji świąt państwowych oprócz wielu napisów o słuszności postępowania władz państwowych … bramę przez długie lata ozdabiała podobizna Josifa Wisarionowicza.

Ps. Obecnie tj.16.08.21 nawet opowiadanej olejarni brak.

Tadeusz Kowalczykiewicz