Kiedyś zapytałem Zenka Laskowika, czy wie ile radości i uśmiechu dał Ludziom w całej Polsce w tych przecież nie łatwych czasach ?

Jak bardzo skecze Kabaretu Tey wyzwalały w nas pozytywną energię, wyśmiewając siermiężność, czasem głupotę systemu, w którym przyszło nam żyć.

Odpowiedział, że też miał niezły w kabarecie ubaw. Niezwykle skromny fajny Człowiek, którego życie jest gotowym scenariuszem na film, a napewno na osobny wpis.

Dziś będzie o kabaretach, a właściwie o Derbach Kabaretowo – Estradowych w Koninie, lub jak ktoś woli Konińskich Derbach.

Wszyscy czekaliśmy na Derby, w Koninie wielkie poruszenie. Zakłady pracy rozprowadzały bilety, a działy socjalno – pracownicze dopłaty czyniły. Skąd te tłumy i gdzie idą ? Zapytałby przyjezdny. Te tłumy radosnych Koninian, proszę Pana, idą do naszego wspaniałego, konińskiego amfiteatru, bo dzisiaj śmiechu będzie co nie miara. Dzisiaj na żywo, dzisiaj razem. Koce pod pachą, setka w kieszeni.

Czasem i magnetofon Kasprzak się przemyci, bo kabaret trzeba nagrać, co by później z kasety sobie móc przy kawie odsłuchać, między „Niewolnicą Isaurą” a „Szpitalem na peryferiach”.

Lubiłem Derby, miałem najlepsze miejsce vipowskie, na balkonie mojego wieżowca, bo miałem wtedy zaledwie kilka lat, a na amfiteatr chodzili moi Rodzice. Najbardziej lubiłem reakcję Koninian, te fale śmiechu, oklaski, wrzawę.

Tu Człowiek czuł się wolny. Na takie teksty jak „… to bez Kozery powiem:, „…a co jest w sklepie ? Nic ” słyszało się wykrzyczany protest ciężko pracującego tłumu. Widziałem amfiteatr „czarny” od Ludzi, wszystkie miejsca zajęte.

Nie tylko Kabaret Tey wiódł prym na Derbach, Kto pamięta Janusza Rewińskiego, Kryszaka, Rosiewicza czy Marcina Dańca ? A Kabaret Rak ze Śląska ? Jedno jest pewne Konin stawał się wtedy kabaretową stolicą Polski. Po Derbach jeszcze bardzo długo mieszkańcy wymieniali emocje, wspominając teksty i kabaretowe skecze.

Ta pozytywna energia udzielała się na nam wszystkim. Jak ważny jest uśmiech nie będę tu pisał, bo o tym wiedzą najmniejsze dzieci.

– Dzień dobry, jesteśmy z telewizji! Już? Dzień dobry.

– Dobry!

– Czy może nam pani powiedzieć, na terenie jakiego zakładu się obecnie znajdujemy?

– Tego ni mogę powiedzieć, bo to jest tajemnica państwowa! Mogę tylko powiedzieć, że mam 5 złotych od bombki.

– Jak pani ma na imię?

– Pelagia! Jestem starszą pracownicą w tym zakładzie. Pracuję już tutaj ho-ho-ho-ho… a może i dłużyj. Mój mąż i dzieci też tu pracują, a ich zdjęcia są za zakładem.

– Przed zakładem.

– Za, bo się rozbudowujemy.

– Znaczy za starym.

– Stary też tam wisi. Z zakładem jesteśmy bardzo związani, szczególnie przez kasę zapomogową…

– Pani się uspokoi, to wszyscy tak mają, prawda. Pani Pelagio, czy pani jeszcze może…

– No pewno.

– Czy pani jeszcze może nam powiedzieć, jakie bombki produkujecie?

– Panie, różne, różniste. Tu się robi tak: kuliste, w kształcie grzyba i cygara.

– Cały czas mowa o o bombkach choinkowych.

– Też. A, a wie pan, jaki mamy asortyment? Od A do N…

– Cicho!

– To się wytnie…

– Cicho! Pani Pelagio, eee, tutaj widzę ma pani napisane tutaj na karteczce, eee, brygadzist… brygadzistka oraz miszcz zmia… no „mistrz” się inaczej pisze.

– Sama pisałam. Jak coś czasem kombinuję, jak tak siądę i myślę…

– Głupieje na starość, ja wiem. Niech pani nam powie, ile pani sama takich bombek zrobi.

– Sama jak siądę i robię, to zrobię gdzieś tak… dwieście osiemdziesiąt trzy.

– To jest norma dzienna?

– A dla kogo ten wywiad? – To jest dla telewidzów dziennika wieczornego.

– O, to bez kozery powiem pińćset! Dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!

– Ege szegedre ciokolo masajo osto kudo chojo todo buroki!

– Coś ty powiedział? Że co?

– No tak gość powiedział w Budapeszcie i buraki kupił.

Pierwsze konińskie Derby Kabaretowo-Estradowe odbyły się w 1978 r. Kto pamięta ?

Życzę Wam dużo uśmiechu. Dariusz Wilczewski

źrodło: Kabaret TEY