W czasach, gdy słowo komputer dopiero kiełkowało w umysłach wyprzedzających epokę… w porze roku w której śnieg przykrywał niedoskonałości podwórek, a mróz niczym pędzlem siarczystością malował szyby okienne…, wówczas w długie zimowe wieczory w domach Konina… się czytało.

Do dobrego tonu w moim domu należało czytanie na głos, a rodzice – nie tylko ze względu na lokalny patriotyzm często powracali do książek napisanych przez naszą „Zosię”.

Wiadomym jest, że powieść Zofii Urbanowskiej pod tytułem „Księżniczka” jest sctricte autobiografią, a pod nazwą miasteczka „M” kryje się Konin. Pamiętałem emocje towarzyszące ojcu przy czytaniu fragmentów, w których można było odnaleźć Konin z jego dzieciństwa. W latach które Mickiewicz określił: „na me dzieciństwo sielskie, anielskie, na moją młodość górną i durną,” i ja w większości zatrzymywałem się na wersach dotyczących grodu nad Wartą.

Co jakiś czas okazjonalnie wracam do lektury, lecz dziś wzbogacony latami doświadczeń śmiało mogę stwierdzić… jak wielką Patriotką była nasza Zofia Urbanowska, jak targały Nią obawy o nasz kraj i jak daleko potrafiła wybiegać myślą w przyszłość. W posłowiu, do wydania książki z 1958 roku, pani Krystyna Kuliczkowska była uprzejma napisać „…W przeżyciach Helenki, jak w każdej zresztą postaci literackiej przemyślanej przez pisarza i przeżytej, można odnaleźć problemy trwalsze, wykraczające poza epokę w której się zrodziły…”

Wracając do treści w książki, to przypomnę, że jest rok 1882 i wówczas Zofia Urbanowska zgłasza swoje dzieło na konkurs…. podobnie do jurorów przed laty, tak i my przeczytajmy fragment z książki: „….— Ten las Ofmana, co stąd na tratwach do Prus popłynie, przerobiony w warsztatach niemieckich na budynki, meble, zabawki i tysiączne drobne przedmioty, powróci tutaj, a Polacy za niego dobrze zapłacą; bo, widzisz, ten naród nie lubi mieć z niczym subiekcji i woli kupować rzeczy gotowe niż je sam robić. — Panowie — wtrąciła z politowaniem.— Ja, panowie, książęta! Gdyby oni rozwinęli u siebie rzemiosła i przemysł i produkowali różne towary, które sprowadzają z zagranicy, toby mogli jako tako egzystować. Ja, ale Polacy nie mają pociągu ani do handlu, ani przemysłu, więc wyręczamy ich my i Żydzi. W naszych rękach jest przemysł i w nasze też ręce przechodzi coraz więcej ziemi, a gdzie ziemia jest w naszym posiadaniu, tam my jesteśmy panami. Zdobywamy kraj bez rozlewu krwi, samą tylko cywilizacją.

Za ogrodem pana Oreckiego był kawał bagna, zatruwającego powietrze: kto je zasypał i powietrze oczyścił? Niemiec. Kto umocnił brzeg i zasłonił łąkę od wylewu? Niemiec. Kto po drugiej stronie rzeki wystawił fabrykę narzędzi rolniczych i wybrzeże zawsze zabierane przez wodę zasadził drzewami? Niemiec także. Kto utrzymuje w mieście porządny hotel? Kto ma cukiernię, restaurację, browar? Wszystko Niemcy. Kto pobudował cukrownie w okolicy? Fabrykanci niemieccy. Niemiec jest wszędzie, gdzie tylko przemysł rozwinąć się może.

Przychodzi do kraju jako dobroczyńca, dający towar dobry i tani: jako zbawca, dający zarobek ludności uboższej; jako apostoł cywilizacji! Gdzie Niemiec przybywa, tam zaraz za nim idzie praca, ład, porządek i gospodarność. Kto nie chce być z nami, musi nam ustąpić. Polacy tak kiedyś wyginą, jak Indianie w Ameryce.— Wyginą? Jak to wyginą? Ja ciebie nie rozumiem, August. Przecież ich nie będziemy zabijali— Amerykanie nie zabijają Indian, a jest ich tam coraz mniej.

Cała część Królestwa Polskiego na granicy pruskiej jest po większej części w rękach naszych kolonistów. Nasz rząd niemiecki pomaga nam w tym wszelkimi sposobami, a bank drzewny w Berlinie daje nam pożyczki na kupno ziemi, pokrytej obszarami leśnymi. Nasze kolonie są wszędzie, na Podolu, na Wołyniu, na Ukrainie, a najwięcej na Litwie, bo tam ukaz cesarski z roku 1865 zabrania Polakom nabywać ziemię; i jeżeli który z nich posiadany przez siebie kawał z ręki wypuści, to go już nigdy na powrót w ręce nie dostanie. Posuwamy się powoli, ale coraz dalej i coraz gromadniej na wschód.

Drang nach Osten to zasada naszego narodu nie mogącego się już zmieścić na niemieckiej ani zniemczonej, słowiańskiej niegdyś ziemi. To darmo! Pan Bóg widać chciał, żeby Niemcy zapanowali z czasem nad całym światem. Toć już nasz Bismarck Afrykę dla nas zabiera. Daj no mi piwa, Berta!….”Tego roku mija przeszło 130 lat od kiedy Zofia Urbanowska przelała swoje myśli w powieść pt. „Księżniczka”…

Na ile była przewidująca i na ile Jej obawy są nadal żywe, a na ile przesadzone pozostawiam do oceny przez ewentualnego Czytelnika.

Tadeusz Kowalczykiewicz