W każdej legendzie, bajce, newsie, tudzież po naszemu tzw. pierdołach zawarta jest część prawdy. Często jest tak, że podania tworzymy na własny użytek, potrzebę, tudzież okoliczność. Sam będąc pacholęciem wraz z kolegami budowaliśmy obraz miasta na własny użytek.

Z tego powodu wymyśliliśmy podziemne przejście pomiędzy obecnym przed wiekami w Koninie zamkiem, namacalną poprzez częste odwiedziny kamienicą umownie nazwaną „Essowej”, oraz kościołem św. Bartłomieja.

Wyobrażaliśmy sobie, że w wypadku oblężenia zamku, owym podziemnym korytarzem spieszyli wojowie na pomoc broniącym. Podobnie tunelem dostarczano picie oraz jedzenie. W czasach, gdy Tato otoczył mnie czytanymi przez Niego książkami, uważałem, że dzięki tajemnemu przejściu czyniono podobne do oblężenia Zbaraża „wycieczki”, siejące wśród oblegających postrach oraz grozę.

Nijak nie przyjmowałem do wiadomości słów ojca: budowa tunelu przy ówczesnych materiałach była niewykonalna…., a i zachodzi kompletny brak zbieżności w budowie wymienianych przez ciebie miejsc …. Ojciec mówił, a ja i tak wiedziałem swoje.

Dopiero po latach, gdy zetknąłem się z archiwaliami odnośnie historii miasta, a i doświadczenie wypełniło moją świadomość zrozumiałem, jak bardzo odbiegliśmy od rzeczywistości wymyślając „podziemny korytarz”. Do tak przydługiego wstępu wywołał mnie wpis zamieszczony na łamach „Głosu Konińskiego” z 30 września 2019 roku. Autor podpowiada, że materiały zastosowane do budowy kamienicy, biorącej nazwę od jej właściciela Mojżesza Kapłana, pochodzą z konińskiego zamku.

Autor sugeruje, cytuję: „…. że przed wojną części zamku „walały” się po Placu Zamkowym, no to trzeba było coś z tym zrobić. Zrobiono domy….”- koniec cytatu.

Na początku wypowiedzi zaznaczyłem, że tylko w części naszych podań odkryjemy prawdę, zatem i tu skwitujemy oczywisty fakt, iż rzeczywiście z materiałów po rozbiórce zamku budowano domy w Koninie. Zanim przejdę do meritum, trochę spraw obyczajowych.

Wyobraźmy sobie obraz przedwojennego Konina z jego legendarnymi burmistrzami Ganowiczem oraz Grętkiewiczem. Wówczas Plac Zamkowy – patrz zdjęcie, jest do połowy, oraz wokół zabudowany, oboje włodarze są „fanatykami” odnośnie gospodarności, podobnie wizerunku miasta.

Zatem, skąd na placu tak cenny materiał w postaci „walających” się cegieł? Wprowadźmy pewnego rodzaju chronologię: Zajrzyjmy do dokumentów nieco bliższych naszym czasom i zatrzymajmy się na 1809 roku. Wówczas spotkamy się ze wzmianką o znajdującym się w Koninie jeszcze w dobrym stanie zamku. Powodem tego powstaje pomysł na zorganizowanie w nim więzienia.

Jednakże ów projekt przez władze Księstwa Warszawskiego zostaje odrzucony. Niestety nasz zamek popada w coraz większą ruinę. Dopiero w 1819 roku Komisja Województwa Kaliskiego podejmuje starania o rozebranie zamku, sugerując żeby materiał z ruin przeznaczyć na budowę nowych domów, podobnie i ten pomysł pozostaje bez echa.

Targane przez warunki atmosferyczne oraz czas mury kruszeją i dopiero w 1844 roku Delegatura Rady Administracyjnej przeprowadza lustrację zamku. Właśnie podczas owej lustracji sporządzono akwarelę dającą nam obraz wyglądu zamku.

Zamek popada w coraz większą ruinę, by ostatecznie zostać w latach sześćdziesiątych XIX wieku rozebrany, a materiał z rozbiórki przeznaczony na budowę domów. Na terenie dawnego zamczyska powstają nowe domy, zatem powodem tak oczywistych fatów obraz w postaci „walających” się po pl. Zamkowym cegieł zanika.

W czasach rozbiórki murów zamkowych zabudowa grodu z koniem w herbie była w większości drewniana. Na palcach rąk można było wyliczyć budowle oparte na cegle, bowiem ów budulec był droższym oraz mniej dostępnym.

Czy istnieje choć cień szansy, iż tak cenne materiały składowano przez prawie pół wieku, bowiem dopiero na początku XX wieku posadowiono kamienicę Mojżesza Kapłana. Prawda, że mało realne?

Późniejszy dziedzic Glinki urodził się w 1876 roku, zatem, czy on sam, tudzież jego przodek mógł przewidzieć, że materiały rozbiórkowe po zamku wykorzysta dopiero za prawie pięćdziesiąt lat? Znamy historię tego rodu i wiemy, że wśród wielu dóbr posiadał również na Glince cegielnię, zatem?

Zanim w opowiadanym miejscu pobudował dom na tymże terenie i wokół funkcjonowały browary, podobnie zamieszkiwali robiący beczki bednarze. Oprócz zapisanych faktów trwałym świadectwem są nazwy ulicy: Bednarska, Browarska, Browarna, a od 1930 roku Piwna.

Pewnikiem jest, że materiały zastosowane przy budowie nadmienianego domu trącą nutką historii. Osobiście domniemam, że mogą pochodzić z rozbieranego w tymże czasie rozciągającego się wzdłuż obecnej ulicy Wodnej muru obronnego, którego „resztki” za kościołem farnym rozebrali Niemcy podczas II Wojny Światowej.

Natomiast gdybym miał szukać ’’śladów” po rozbiórce zamku, to uwagę skierowałbym na mur okalający dawne więzienie, oraz już obecny budynek od strony ulicy Wodnej. Zerknąłbym na zdjęcia i zadumał się, skąd pochodzą tak potężne w swoim wymiarze progi wejściowe do byłego więzienia.

Z pewną swadą dopytałbym o los płyt stanowiących podłoże chodnika przy ulicy Trzeciego Maja- wypisz wymaluj pasujących do zamkowego dziedzińca. Nie bez kozery zwrócił uwagę na los ławek z piaskowca przy Grobli Czarkowskiej, Przedmieścia Słupeckiego, Słupeckiej, Marszałka Józefa Piłsudskiego, Kakoszke Strasse, Bohaterów Stalingradu, czy obecnej Wojska Polskiego.

Starsi pamięcią przypomną sobie ich gabaryty i nie bez dozy pewności skwitują, iż mogły pochodzić z jakiejś większej budowli. Zatem czy nie z rozbiórki zamku? Podobnie poszukałbym budowy domów zbieżnych z datą rozbiórki zamku.

Ulica Niecała jest najprawdopodobniej reliktem drogi wjazdowej prowadzącej do zamku. Wprawne oko dostrzeże, iż posiada niewielkie wzniesienie. W połowie lat sześćdziesiątych XX wieku, na wysokości opowiadanego wzniesienia przez krótki czas uruchomiono punkt do napełniania syfonów.

Podczas prac mających na celu uporządkowanie terenu, podobnym do niżej podpisanego niczym mączka ułożona na kortach odsłaniał się ślad po dawnym zamku. Podobnie koparka robiąca wykop pod kanalizacyjne oraz wodociągowe rury, jako odwał pozostawiała ślady gruzu wymieszanego z ziemią.

W połowie lat osiemdziesiątych, gdy na terenie starówki nadzorowałem układanie kabli energetycznych, na tejże ulicy w wąskim wykopie również ukazywały się ślady po cegle. Już – mam nadzieję, że w pełni tego słowa „dorosły”, niby przyjmowałem, że tu przed wiekami przebywali: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk, Jan Montluc- biskup, za namową króla francuskiego agitujący za Henrykiem Walezym, Karol Gustaw zatwierdzający akt kapitulacji pod Ujściem itd…, itd ….

Byłem świadom owych faktów, lecz w podświadomości nadal tkwiła nadzieja na odlezienie wejścia do podziemnego przejścia, a w nim…. szczątki zbroi, miecze… etc… etc…

Tadeusz Kowalczykiewicz