Dziewiątego lutego 2024 roku odbędzie się bal studniówkowy uczniów z I Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Koninie. Absolwentami uczelni są znajomi, koleżanki, koledzy, podobnie moje dzieci oraz Ich Mama. Z tak prozaicznych powodów kilka razy mogłem na studniówkach poloneza wodzić. Jeden raz wraz z kolegą przypadł mi zaszczyt wcielenia się w rolę organizatorów balu. Z tego powodu po raz wtóry chylę głowę przed dyrektor Panią Barbarą Gajewską, oraz radą pedagogiczną, dziękując, że uległa prośbom uczniów pozwalając, by Ich podopieczni zorganizowali „ ostatnią studniówkę w murach szkolnych”.

Budynek szkolny jest wpisany w krajobraz Konina od osiemdziesięciu sześciu laty. O losach absolwentów, podobnie samej szkole można opowiadać bez końca. Obecnie przywołam dwa, jakże różniące się od siebie wspomnienia.

W lipcu 2010 roku odwiedził Konin Bogdan Kozicki, który, jak sam mawiał swoje najpiękniejsze lata, spędził w Koninie. Po wojnie zamieszkał we Wrocławiu, by na kolejne lata przeprowadzić się daleko poza granice Polski. Podczas wspólnych spacerów po Koninie zwierzył się, że chciałby odwiedzić budynek szkolny przy ul. Mickiewicza. Okres wakacji, zatem poprosiłem pana Stanisława Sroczyńskiego, a ten panią dyrektor panią Jolantę Fabisiak, by wyraziła zgodę na odwiedziny. Zrobiła to bardzo chętnie, stąd już wspólnie wędrowaliśmy…., nie tylko wspomnieniem po korytarzach szkolnych. Bogdan Kozicki opowiedział, że wynikiem rodzinnych korzeni okupację do roku 1943 spędził w Koninie. Ponieważ był w wieku szkolnym, stąd przez dwa lata uczęszczał nie do Gimnazjum, lecz do zorganizowanej w tym miejscu Oberschule. Wspominał nauczycieli z inklinacjami nazistowskimi, nadmieniał o towarzyszącym mu wówczas strachu, by przed kolegami oraz wychowawcami nie zdradzić się, że, co prawda pochodzenie ma niemieckie, lecz serce bije po polsku. W mojej pamięci na trwałe zapadło spotkanie okraszane raz po raz dyskretnie ocieranymi łzami zarówno u byłego ucznia, podobnie towarzyszących mu uczestników.

Równolegle powyższemu wspomnieniu pojawia się opowiadanie Jana Przybysławskiego. Z Janem wielokrotnie dokonywaliśmy retrospekcyjnych wędrówek po mieście z koniem w herbie, a ponieważ był o pokolenie starszy ode mnie, stąd Jego opowiadania stawały się dla niżej podpisanego tak bardzo cenne. Podczas jednej z rozmów zapytał: Czy wiesz, że pod koniec II Wojny Światowej w budynku Gimnazjum Niemcy urządzili magazyn? Kolejno dodał: W jeden z pierwszych dni lutego 1945 roku wracałem ulicą Mickiewicza do domu na Utratę. Przechodząc koło gimnazjum, zobaczyłem z pepeszą w ręku ruskiego żołnierza, byłem widokiem nieco zdziwiony. W wyniku późniejszych zdarzeń wywnioskowałem, że w tym miejscu pełnił wartę chroniąc dobytek zamknięty w szkole. Przyglądałem mu się z pewnym zaciekawieniem, podobnie on wzrokiem ocenił moją osobę ubraną w sfatygowane ubranie oraz buty. W pewnym momencie przystanął, skinął i po cichu szepnął: Mal^chik idite syuda… Jak ja się wówczas bałem…, a on zaprowadził mnie do budynku, a w nim do znajdującej się tuż obok wejścia klasy. Otworzył drzwi i powiedział: – voz^mi obuv… Spojrzałem…, a tam całe pomieszczenie wypełniał stos obuwia. … Wybrałem jedną parę… Podobno darowanemu koniowi się w zęby ni zagląda, stąd i ja, musiałem chodzić w butach z wypchanymi papierem czubkami, bo ze strachu wziąłem o dwa numery większe.

Zatem, jak z powyższego wynika o historii związanej z budynkiem szkolnym można opowiadać w różnoraki sposób. Dziś załączonymi do postu zdjęciami pragnę przywołać początki budowy szkoły, podobnie udokumentować po dziesiątkach lat wizytę w szkole .

Wiadomym jest, że równolegle do projektu technicznego budowli, architekt zamieszcza widok alisonometryczny. I właśnie fragmenty takiego przedstawiam. Ocenę na ile, oraz czy projekt odbiega od obecnego stanu budynku pozostawiam ewentualnemu Czytelnikowi.

Tadeusz Kowalczykiewicz