Powodem komentarzy pozwolę sobie dodać pewnego rodzaju postscriptum do opowiadania o młynie oraz olejarni Leszczyńskich. Pożar olejarni o którym wspomina p. Julia Jaśniewska zdarzył się w lipcu 1963 roku. Wówczas pożoga zagrażała całemu kwartałowi miasta. Nie potrzeba przypominać, że gęsta zabudowa, rektyfikacja w odległości około 250 metrów, dla miasta oraz jego mieszkańców mogła skończyć się tragicznie. Po II Wojnie Światowej Magdalena Leszczyńska wraz z córką powróciła do Konina i tutaj zmarła w 1978 roku. W rozmowach o historii, tudzież losach ludzi w nią uwikłanych zwykliśmy widzieć świat jako „czarno- biały”, jednakże jest on wielobarwny. Jest tak, iż najczęściej przekazujemy własny osąd zdarzeń. Podczas pisania wspomnień wszelkie zapiski własne, rodzinne wspomnienia, pracowników olejarni, czy młyna, tudzież dane zaczerpnięte podczas przeszukiwania archiwum były tylko tłem. Najcenniejszymi są spisane słowa Marii Leszczyńskiej Ejzen. Zachęcając do dogłębnego zapoznania się z całokształtem retrospekcji zapoznajmy się z ich fragmentami wspomnień p. Marii- córki Magdaleny Leszczyńskiej: Było to w moim rodzinnym miasteczku Koninie, gdzie mieszkał ród Leszczyńskich- właścicieli wiatraków, młynów i olejarni i ród Ejzenów – ludzi bez majątku, którzy sami dochodzili do wszystkiego: lekarzy, prawników, historyków, a nawet wiedeńskich aktorów. Mój ojciec Juda Ejzen był adwokatem… Kolejno fragmenty, odnoszące się do powrotu do Konina w 1945 roku: „… Nikt nie chciał ze mną siedzieć, siedziałam w ławce sama, wyzywano mnie od Żydówy, nie miałam przyjaciół… Byłam inna, to fakt, mała, czarna, poważna, nie umiałam pływać ,ani jeździć na rowerze, nie miałam dziadków, wujków ani chrzestnej, czytałam inne książki, wyrzucili mnie ze Związku Harcerstwa Polskiego, bo nie mogłam „przysięgać, a chłopcu który ze mną sympatyzował złamali nos, bo byłam „Żydówką”… Postanowiłam uciec do Palestyny.” „Moja Mamusia, miała zupełnie inne doświadczenia: przyjaciele sprzed wojny, służba, pracownicy młyna przyjęli ją bardzo serdecznie, zwracali przechowane rzeczy(np. majster Bonikowski z młyna- skrzynię sreber ukrytych przez babcię Rózię) , fotografie, nawet obrazy i swetry. Ktoś przyniósł wycięty z ram nożem przez Niemców portret prababki Markowskiej, starej Żydówki w peruce. Podniósł ze śmietnika i przechował przez okupację w tzw. Kraju Warty- „Watergau”….” I kolejny fragment: „Zdałam maturę w Koninie. Miałam tam już przyjaciół, ale tak jak sobie przyrzekłam, na studia pojechałem do Warszawy, aby nie pozostać „z tymi z Konina”…” Chciałoby się powiedzieć, ten sam Konin, ten sam do niego powrót, a jakże inne doświadczenia. Miałem to wielkie szczęście iż jako dziecko poznałem zarówno panią Magdalenę oraz p. Marię. Pani Magdalena była rówieśniczką oraz koleżanką mojej cioci Marii Kolańskiej i w koleżeństwie dla obydwu rodzin nie przeszkadzała przynależność do odmiennych religii!!!. Pamiętam Jej wizyty w ogrodnictwie cioci i rodziców oraz opowiadania o dawnym Koninie. Dla moich przodków – od wieków wpisanych w gród nad Wartą liczył się człowiek, a nie przynależność do tej, czy innej grupy kulturowej, tudzież religijnej. Przepraszam, za osobiste zwierzenia, ale pragnę zachęcić do przeczytania książki p. Marii Leszczyńskiej Ejzen pt. Jestem cała z tamtego świata. Książka została wydana w 1999 roku przez Dorotę Merlak – córkę p. Marii. Publikacja zawiera spisane wspomnienia ze „świata” jakże nam nieznanego. Znajdują się w niej wspomnienia dziewczynki – której dzieciństwo w sposób brutalny zabrali naziści. Wśród dramatycznych opisów z okresu okupacji, znajdziemy i bajkę o matczynej miłości…. czy równie trafi do Czytelnika, jak do niżej podpisanego? „….Syn pewnej kobiety zakochał się. Jego wybranka zażądała dowodu jego miłości: serce matki. Syn zabił matkę, wyjął serce i biegł z nim do ukochanej. Potknął się i upadł, a serce zatroskane zapytało: Syneczku czy nie potłukłeś się czasem?…”
Tekst i zdjęcia Tadeusz Kowalczykiewicz